sobota, 29 maja 2021

Uroczystość Najświętszej Trójcy, 30.05.2021r.

 Liturgia słowa: Pwt 4, 32-24.39-40; Ps 33, 4-6.9.18-20.22; Rz 8, 14-17; Mt 28, 15-20

Kim jestem i po co jestem - to pytania, które na pewnym etapie zadaje sobie każdy z nas. Patrzymy na siebie oczyma innych ludzi... są dla nas lustrem, które bezlitośnie pokazuje - jak często sądzimy - prawdę o nas samych. Zawsze zbyt brutalną, zawsze niekorzystną dla nas. To jak wizyta w gabinecie zwierciadeł - groteskowo wyolbrzymione są wszystkie niedoskonałości, zaś to, co dobre, zdaje się śmiesznie małe... Tysiące luster - w każdym ja... czyli kto? Które z nich pokazuje prawdę o mnie? Tysiące spojrzeń... nieraz krytycznych, oceniających jak na rozmowie kwalifikacyjnej. W którym z nich jestem prawdziwa ja? Jak widzi mnie ktoś, kto rzuca mi ukradkowe spojrzenie mijając mnie na ulicy? Kogo widzą moje dzieci? Kim jestem w oczach moich znajomych? Najważniejsze jednak pytanie stawia mi dziś liturgia słowa - kim jestem dla Boga? Jak widzi mnie Ten, który dał mi życie, ujął za rękę i ukształtował

Izrael był narodem wybranym przez Pana. Narodem szczęśliwym. Ludem, któremu od wieków towarzyszyła nieustanna Boża obecność, miłość i troska. Mojżesz wiernie przekazywał słowa, które słyszał bezpośrednio od Jahwe. Bóg objawiał się w ognistym krzewie, karał Egipcjan zsyłając na nich plagi, uwolnił swój naród z niewoli i przez pustynię przeprowadził do Ziemi Obiecanej... wychowywał i kształtował swój lud, dał mu przykazania. Był obecny w znakach i cudach, w wydarzeniach i historii. 

Bóg nigdy nie porzucił swojego narodu. Miłość do niego zaowocowała posłaniem na ziemię Jezusa - Mesjasza, Zbawiciela, Boga przychodzącego na świat tak jak każdy z nas. Człowieka. W Nim wypełnia się plan odkupienia całej ludzkości. On sam ofiarowuje swoje życie za grzechy całego świata, by udowodnić, jak wielka jest miłość Stwórcy do swojego stworzenia... Jezus żyje we wspólnocie ze swoimi uczniami - rozmawia z nimi, świętuje, naucza, pielgrzymuje do Jerozolimy... Daje się zobaczyć i poznać - również po swoim zmartwychwstaniu. Tworzy kościół, w którym jest obecny przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. 

Bóg, który przychodzi, jest wśród nas również dziś. Cała historia narodu wybranego jest opowieścią o Tobie... Bóg widzi w Tobie dziecko, które kocha ponad wszystko. Całą swoją miłość wkłada w Twoje serce powołując Cię do istnienia. Jest obecny w historii Twojego życia. Ręką mocną i wyciągniętym ramieniem wydobywa Cię z życiowych tarapatów; ocala Twoje życie od śmierci i żywi Cię w czasie głodu, kiedy trzeba - napomina i karci; zawsze staje po Twojej stronie. Nigdy Cię nie opuszcza. Widzi w Tobie piękno, którego Ty nawet nie dostrzegasz... Patrzy na Twoje serce i widzi Cię naprawdę - swoje stworzenie, swojego syna czy córkę... Kocha Cię bezwarunkowo i bez żadnej Twojej zasługi. To jest prawda o Tobie... Taki właśnie jesteś dla Niego - jedyny, wybrany i ukochany już w momencie stworzenia. Przypomina o tym Ten, który jest - Paraklet, Duch Święty, obiecany przez Jezusa Przewodnik w poznawaniu prawdy. To On właśnie wspiera swoim świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi..

Bóg - Ojciec, który stwarza, broni i wychowuje... Syn - który uczy, przypomina, wciela w życie Słowo... Duch - który uzdalnia, prowadzi, aktualizuje... Jeden - w trzech Osobach. Jedyny Pan, który jest Bogiem. Miłość obecna od czasów, gdy przez słowo Pana powstały niebiosa aż do skończenia świata. 





sobota, 22 maja 2021

Uroczystość Zesłania Ducha Świętego, 23.05.2021r.

 Liturgia słowa: Dz 2, 1-11; Ps 104, 1.24.29-31.34; Ga 5, 16-25; J 15, 26-27.16, 12-15

Bardzo lubię rozmawiać z ludźmi. Poznawać ich historie, słuchać opowieści, ale także prowadzić dyskusje i pokazywać innym swój punkt widzenia. Nieraz w czasie tych rozmów zdarzyło mi się natknąć na niewidzialną barierę - słowa, którymi chciałam opisać to, co czuję, były niewystarczające; innym razem okazywało się, że choć używamy tych samych nazw, tych samych pojęć, to jednak rozumiemy je zupełnie inaczej... Na początku mnie to irytowało - próbowałam walczyć, doprecyzowywać, wyjaśniać - nie przynosiło to jednak spodziewanego efektu. Czułam, że moje słowa odbijają się jak tenisowe piłeczki od szklanej ściany - i wracają do mnie zupełnie nie osiągając zamierzonego celu... W którymś momencie poddałam się - pomyślałam, że lepiej będzie milczeć, bo i tak nie uda mi się ubrać swoich myśli w słowa, które będą znaczyły dokładnie to, co chcę - i tak też zostaną zrozumiane. Jeszcze później przyszła refleksja, że może mimo wszystko warto próbować... bo skoro każdy z nas nosi w sobie bogactwo różnych przeżyć, uczuć, myśli - to może i moje słowa mają znaczenie, choć są tak niedoskonałe...? Może właśnie o to chodzi, żeby były takie kanciaste, niedopasowane, niepełne... bo przecież każdy z nas taki właśnie jest. Każdy z nas czuje inaczej, myśli inaczej... ma swój język, który staje się kluczem do świata przeżyć i doświadczeń, unikatowym narzędziem poznania...

Pięćdziesiątnica. Święto pierwszych złotych kłosów pszenicy... Jerozolima wypełniona jest różnojęzycznym gwarem. Kolorowe stroje pielgrzymów z najdalszych zakątków Ziemi Obiecanej tworzą wielobarwne plamy na placu świątynnym. Święto Tygodni, Święto Żniw, Święto Pierwocin - to początek czasu, początek wiosny... Błyszczące w słońcu sierpy ścinają pierwsze kłosy zboża. Jahwe pobłogosławił... zatroszczył się o swój naród wybrany, zapewnił mu dobrobyt... Jak liczne są dzieła Twoje, Panie, ziemia jest pełna Twoich stworzeń - niech będzie uwielbiony Bóg -  Dawca darów mnogich, Ojciec ubogiego Izraela - pieśni pełne uwielbienia i wdzięczności wznoszą się pod niebo. Niech będzie uwielbiony Ten, który karmił swój lud manną z nieba, Bóg Prawodawca - wszak Pięćdziesiątnica obchodzona jest na pamiątkę otrzymania Prawa przez Mojżesza... 

Apostołowie czekają... Jezus nakazał im, by nie odchodzili z Jerozolimy - we wspólnocie mają przyjąć ostatni i największy z darów, który im obiecał - Ducha. W zasadzie nie bardzo wiedzą, czego się spodziewać. Dziesięć dni wcześniej patrzyli, jak został wzięty do nieba. W uszach brzmią jeszcze Jego słowa. W głowach pełno niewypowiedzianych pytań... jaki Duch? Jaki Paraklet? Kiedy? W jaki sposób? Czekają... Dzień pomału gaśnie, zmierzch powoli sączy się przez okiennice... W powietrzu unosi się zapach świeżego pieczywa składanego dziś w ofierze, różnojęzyczny śpiew niesie się daleko poza bramy miasta... Nagle - gwałtowny wiatr z hukiem zatrzaskuje okiennice, nad uczniami pojawiają się języki ognia, każdy coś mówi, ale nikt nikogo nie rozumie... znów wydarza się coś, co zupełnie zmienia oswojoną już rzeczywistość, wykracza poza granice zrozumienia, nie daje się ująć w słowa - chociaż w zasadzie słowa stają się znakiem tego nowego cudu... I wydawać by się mogło, że te różnice, niemożność porozumienia się podzielą apostołów - ale tak nie jest. Okazuje się, że w tej rozmaitości, obfitości, bogactwie słów każdy pielgrzym w Jerozolimie odnajduje siebie, swój język, słyszy to samo - opowieść o wielkich dziełach Bożych... To Duch Prawdy, o którym mówił Jezus - Ten, który tworzy jedność z wielu, zapala miłość, oznajmia rzeczy przyszłe... Pozwala udźwignąć wiedzę, której umysł znieść nie może... świadczy o Jezusie i Ojcu... sprawia, że wszystko, czego nie dało się wypowiedzieć i przekazać, staje się nagle zrozumiałe...

Otwórz się dziś na Ducha. On przyjdzie. Znajdzie drogę do Ciebie. Będzie mówił do Ciebie Twoim językiem - takim, który na pewno zrozumiesz. Nie zatrzymuj się jednak na tym - Duch jest darem dla wspólnoty. Wsłuchując się z Jego głos, wyjdź ze swojego zamknięcia i opowiadaj - tak jak potrafisz, posługując się swoim językiem - wielkie dzieła Boże. Płoń Jego światłem i nieś je dalej - bo Twój dar, Twój głos - jedyny i niepowtarzalny - ma znaczenie... 



sobota, 15 maja 2021

Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, 16.05.2021r.

 Liturgia słowa: Dz 1, 1-11; Ps 47, 2-3.6-9; Ef 4, 1-13; Mk 16, 15-20

Niebo... w dzień zasnute gęstą szarą powłoką chmur zdaje się przytłaczać, dusić... czasem błękitne i czyste niknie gdzieś w przestrzeni... czasem ozdobione białymi obłoczkami o fantastycznych kształtach...  nocą rozmigotane milionem drobnych gwiazd... lubię czasem wpatrywać się w nie, by poczuć, że w obliczu całego wszechświata znaczę tyle, co nic - ot, ziarenko piasku, kropla rosy na zielonej trawie. Niebo... przestrzeń, do której wstępuje dziś Jezus... 

To, co na początku wydawało się niemożliwe, stało się naraz zupełnie zwyczajnie, normalne... Apostołowie oswoili sobie już rzeczywistość - na różne sposoby spotykali Zmartwychwstałego w swojej codzienności. Najpierw pojedynczo - potem we wspólnocie. Rozpoznawali w Nim swojego Nauczyciela i Mistrza, z którym chodzili po Galilei. Tomasz wkładał rękę w Jego przebity bok, Piotr łowił z Nim ryby, dwaj inni rozmawiali z Nim w drodze do Emaus... Jego obecność stała się namacalna, prawdziwa - można było Go naprawdę zobaczyć i dotknąć... I kiedy wszystko zaczynało się układać, systematyzować - Jezus odszedł znowu... Tym razem już na dobre. 

I co teraz? Zostali sami po raz drugi - a jednak zupełnie inaczej... Wtedy było to takie ludzkie - śmierć - nawet na krzyżu - pochówek... Było ciało - widzialny znak, że Jego obecność nie była snem, że naprawdę żył. Był grób w ogrodzie zamknięty kamieniem... taki konkretny. A teraz? Uczniowie stoją i wpatrują się w Jezusa wstępującego do nieba. To niezwykły widok. Chrystus unosi się w górę - do tej pory pojawiał się niespodziewanie i tak samo znikał - teraz ten moment przedłuża się... Panuje cisza - choć w uszach brzmią jeszcze wypowiedziane przed chwilą słowa będziecie moimi świadkami... Ile da się zapamiętać? Duch Święty zstąpi na was... otrzymacie moc... to ostatni moment, żeby zatrzymać brzmienie Jego głosu... Ostatnie słowa. Ostatnie pytanie, które pozostaje bez jednoznacznej odpowiedzi. Ostatnie pożegnanie...

Słowa więzną w gardle, nie wiadomo, co powiedzieć, jak zareagować... Co czują? Może wzruszenie... niedowierzanie... może zaskoczenie, bo znów dzieje się coś, co przekracza możliwości zrozumienia? Może smutek i żal - że już nie zdążą? Może przeczucie, że to już naprawdę koniec? Oczy utkwione w Pana zachodzą łzami. Jeszcze chwila - i obłok zabiera im Go sprzed oczu. Niknie w niebieskiej przestrzeni... po chwili także obłok - ten jedyny, szczególny - rozwiewa się w przezroczystym  powietrzu - i już Go nie ma. Tak trudno oderwać wzrok od nieba i skierować go na ziemię... Do porządku przywołują ich dwaj mężowie w białych szatach - tak, Jezus przyjdzie jak obiecał, to nie jest sen...

Idźcie i głoście - to zadanie na teraz... Każdy z uczniów ma inne, bo On ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, jeszcze innych pasterzami i nauczycielami... Najważniejsze, by nie zostać w miejscu uporczywie wpatrując się w niebo - ale wyruszyć w drogę. Każdy w swoją stronę - do Jerozolimy, Judei, Samarii - aż po krańce ziemi...

Boży plan miłości zakłada, że jesteś powołany do świętości. Masz do niej swoją drogę - jedyną i niepowtarzalną. Może nie zawsze jest Ci łatwo na niej wytrwać, może zdarzają się chwile zwątpienia, ślepe zaułki, kręte ścieżki, wąskie przesmyki. Gdziekolwiek jednak jesteś - masz nad sobą niebo. To samo niebo, do którego dziś wstępuje Jezus, aby wszystko napełnić. I tak samo, jak nie można żyć z głową nieustannie w chmurach, tak samo warto czasem oderwać wzrok od tego, co ziemskie, i wpatrzeć się w Boga, który króluje nad narodami i zasiada na swym świętym tronie. 




sobota, 8 maja 2021

VI niedziela wielkanocna, 09.05.2021r.

 Liturgia słowa: Dz 10, 25-26.34-35.44-48; Ps 98, 1-4; 1 J 4, 7-10; J 15, 9-17

Lubię słowa... lubię nazywać nimi to, co czuję, widzę, czego doświadczam. Lubię ich odcienie, bogactwo znaczeń, paletę barw... Są dla mnie ważne, bo pozwalają mi w jakiś sposób oswoić otaczający mnie świat i to wszystko we mnie, co domaga się prawdy. Słowa mają moc - mogą przywrócić do życia, ale mogą też dotkliwie zranić. Dzięki nim istnieję - mogę opowiedzieć siebie, swoją historię - tak banalną, a jednocześnie wyjątkową... Życie ujęte w słowa - czasem tylko jak strzępek papieru, czasem jak okruch kolorowego szkiełka... czasem znaczą tyle co nic, czasem potrafią zburzyć mury, wzniecić pożar, spalić mosty...  Świadomość ich wagi często mnie onieśmiela - i trudno mi sięgnąć po te wielkie - miłość, przyjaźń, nienawiść, rozpacz. Wydają się tak trudne w użyciu, tak nieprzystające do rzeczywistości, tak poważne i znaczące, że łatwiej ich unikać, nie zderzać się z ich treścią - bo może to jeszcze nie to... nie tak... nie do końca... 

Jezus dziś konfrontuje mnie z jednym z tych wielkich dla mnie słów. Nazwałem was przyjaciółmi... to zobowiązuje. Ktoś nazwał mnie - a więc określił panującą między nami relację - mianem przyjaźni... I - co ważne - zrobił to jako pierwszy... bez żadnej mojej zasługi. Tylko dlatego, że byłam, że słuchałam. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem... nie wiem, czy miałeś kiedyś w jakiejś innej relacji poczucie, że zostałeś wybrany, że ktoś - spośród wszystkich ludzi na ziemi - właśnie Ciebie odkrył dla siebie, że zostałeś znaleziony... Pan Cię wybrał - a więc dla Niego jesteś kimś ważnym, wyjątkowym, bliskim... kimś, komu ufa i w kogo wierzy - jesteś Jego przyjacielem! Nie jednym z wielu, znajomą twarzą widywaną tu i tam - ale kimś, kto zna Twoje serce i chce, żebyś i Ty poznał Jego. Bo przyjaźń jest wzajemnością... On chce, żebyś poznawał Go tak samo, jak On zna Ciebie - żebyś towarzyszył Mu, kiedy pisze palcem po ziemi i naucza w synagodze; kiedy na zielonym zboczu góry w blasku zachodzącego słońca rozmnaża chleb, kiedy z czułością pochyla się nad chorymi, kiedy wie już, że jego czas na ziemi dobiega końca i musi odejść do Ojca, kiedy umęczony, ociekający krwią i przyozdobiony cierniową koroną niesie krzyż na Golgotę - i kiedy na nim umiera... Chce, żebyś był... Tylko tyle - i aż tyle. Czasami jedyne, co możesz ofiarować komuś, to Twoja obecność...

Do przyjaźni się dojrzewa... stworzenie takiej relacji wymaga czasu, cierpliwości i zaangażowania z obu stron. Ale warto... Przyjaźń to bliskie spotkanie dwojga serc i dwojga dusz - które mogą żyć bez siebie, ale wiedzą już, że razem łatwiej jest pokonać życiowe zakręty i przetrwać burze - a czasem też podzielić się tym, co dobre i piękne. Przyjaźń to równość - już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan; to szczere wyznanie Piotra wstań, ja też jestem człowiekiem - nieidealnym, popełniającym masę błędów, takim, jak Ty - ale chcę - tak jak potrafię - oddać Ci swoje życie. Stać się jego częścią. Być blisko...

Jakim jesteś przyjacielem? Czy możesz nazwać siebie przyjacielem Boga? Czy to słowo onieśmiela Cię tak bardzo, że wolisz schować się gdzieś, uciec od niego, by przypadkiem nie wplątać się w relację, która może okazać się w jakiś sposób wymagająca, może trudniejsza? Nie bój się - Jezus już zaryzykował. Nazwał Ciebie swoim przyjacielem. Oddał za Ciebie swoje życie - a teraz cierpliwie czeka na Twoją odpowiedź. Czy zechcesz odpowiedzieć na Jego zaproszenie? Czy chcesz zostać Jego przyjacielem...?




sobota, 1 maja 2021

V niedziela wielkanocna, 02.05.2021r.

 Liturgia słowa: Dz 9, 26-31; Ps 22, 26-28.30-32; 1 J 3, 18-24; J 15, 1-8

Lubiłam słuchać, kiedy mój tato albo któryś z dziadków grał na fortepianie jakiś utwór, choć zawsze fascynowały mnie raczej ich tytuły... Sonata księżycowa. Etiuda rewolucyjna - dźwięki tworzące w mojej wyobraźni jakąś opowieść... chciałam w tym też uczestniczyć. Zaczęłam ćwiczyć...  szybko się jednak zniechęciłam. Żmudne powtarzanie gam i pasaży, ciągłe szlifowanie fragmentów, które nijak nie mieściły się w rytmie wystukiwanym przez metronom w niczym nie przypominało tych perlistych dźwięków tworzących melodię, która zabierała mnie do innego świata. To było nudne. I męczące. Porzuciłam więc pianino, przerzucając ciężar rodzinnej tradycji muzycznej na mojego brata. A on - ćwiczył. Uparcie i wytrwale. Czasem po kilkanaście godzin dziennie powtarzał jedną i tę samą frazę, dopóki nie brzmiała perfekcyjnie. Każdego dnia, bez wyjątku, brał do ręki skrzypce i grał. To nigdy nie była melodia, w której można było się zatopić, dać się jej poprowadzić, popłynąć... To było jak ociosywanie wyjątkowo opornego materiału. Żeby wytrwać, trzeba było bardzo wierzyć w sens odkrycia w nim jakiegoś piękna... co dla mnie nie było wcale tak oczywiste. On jednak się nie poddawał. Kończył kolejne szkoły, kursy, studia... został zawodowym muzykiem. Skrzypkiem. I tak naprawdę cały jest muzyką... 

Przypomina mi się ta historia dziś właśnie, kiedy czytam ewangelię... Trzeba bardzo mocno wierzyć, żeby wytrwać, żeby przynieść owoc... Zakorzenić się w Chrystusie, ciągle wracać do Niego, być wiernym Jego nauce... wierzyć w imię Jego Syna. To jest nasza baza, nasz punkt odniesienia, sens i źródło, siła napędowa naszego działania i podstawa naszego rozwoju... Trwajcie we Mnie, a Ja w was będę trwać. Trwanie to nie jest przypadkowe spotkanie od czasu do czasu... to ciągłość relacji, to serce przy sercu - Twoje serce przy sercu Boga... To jedność i wspólnota, która wyrasta z tego samego korzenia - Boga - Ogrodnika dbającego o mnie i o Ciebie - swoje dzieci. Trwanie zakłada wierność... Kto wypełnia Jego przykazania, trwa w Bogu, a Bóg w nim... Trwanie to czas... to upór i przekonanie o słuszności wybranej drogi. I to nie znaczy, że zawsze jest tak samo... zdarzają się momenty, że jest nudno, zdarza się zniechęcenie, czasem bunt... może niejeden raz zechcesz zrezygnować, bo to, co tworzysz, nie odpowiada Twoim wyobrażeniom, odbiega od ideału, brzmi fałszywie - wtedy trzeba wracać do źródła. Do Boga. 

Kto trwa we Mnie, przynosi owoc obfity... owoce będą. Ale nie od razu. Nie zawsze. Czasem z pięknie kwitnącego drzewka uda się zebrać tylko kilka, czasem wcale. Strącony wiatrem niedojrzały owoc nigdy już się nie rozwinie... Trwaj więc w Bogu - mimo wichrów i przymrozków, mimo tego, że nie jest tak pięknie, jak to sobie wyobrażałeś... Trwaj - powtarzaj do znudzenia te same nuty, choć nijak nie układają się jeszcze w żadną melodię... Trwaj - niech Cię prowadzi siła przekonania, że Bóg, Twój Pan, Twój Zbawiciel, chce dla Ciebie tego, co najlepsze - bo Cię kocha. 




 

VI niedziela wielkanocna, 14.05.2023r.

  Liturgia słowa: Dz 8, 5-8.14-17; Ps 66, 1-7.16.20; 1 P 3, 15-18; J  14, 15-21 Czasem wystarczy jedno zdanie. Parę wyrazów splecionych w me...