sobota, 31 grudnia 2022

Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi, 01.01.2023r.

 Liturgia słowa: Lb 6, 22-27; Ps 67, 2-3.5.8; Ga 4, 4-7; Łk 2, 16-21

Kartka papieru rozciąga się przede mną niczym bezkres pokrytego śniegiem pola - jeszcze niezapisana, niczym niepobrudzona, niepokalanie czysta... Jak biała plama na mapie, terra incognita, mityczna Atlantyda zaprasza, by pozostawić na niej jakiś znak, choćby zarys, szkic, kilka kresek, liter może - coś, co nakreśli kształt, stworzy plan na przyszłość, wybiegnie w to śnieżne pole jak zaciekawiona sarna, rozpozna teren, zostawi pierwszy ślad... Zdumiewa mnie zawsze efekt końcowy - gęsto zapisane literki wirują przed oczami, mylą tropy, tworzą dziwaczną plątaninę kształtów... Patrząc na nie z pewnej perspektywy dziwię się tym słowom, zapisom - bo dziś użyłabym innych narzędzi, innymi barwami namalowałabym te obrazy, w inne stroje bym je ubrała... Im bliżej końca strony, tym więcej chciałabym zmieścić, opowiedzieć, zostawić. Literki coraz ściślej przylegają do siebie, odstępy między wyrazami są coraz mniejsze - niczym coraz krótszy oddech. Jeszcze tyle zostało... a potem przychodzi czas na ostatnią kropkę - i świat na chwilę się zatrzymuje, przeszłość staje się zamkniętym na kartce zbiorem wspomnień, rozwiązanym działaniem arytmetycznym z jednocyfrowym wynikiem. Może to koniec roku sprawia, że częściej myślę o śmierci - a może ta perspektywa pustej kartki, która przede mną leży, budzi jakiś nieuchwytny, ledwo zauważalny cień obawy, co na niej powstanie - czy będzie to coś wartościowego, czy tylko kiczowaty obrazek z jeleniem na rykowisku...

W tej uchwyconej przypadkiem chwili z pomocą przychodzi mi Słowo. Ono też subtelną kreską wybiega w przód - jakby chciało objąć tę moją przyszłość, obrysować jej kształt, delikatnie obramować i nadać jej formę. Zamknąć ją w sobie, zawisnąć nad nią i jej pobłogosławić - cokolwiek przyniesie... Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem - te słowa przypominają mi prawdę o Bogu, który jest obecny - nie tylko był ze mną, ale też będzie zawsze i zawsze zatroszczy się o mnie, życzliwie spojrzy na moje walki, zmagania, niepewność i obawy - by mi błogosławić. Bóg, który życzy mi dobrze, uśmiecha się i pochyla nade mną jak Maryja nad nowonarodzonym Jezusem - z czułością i łagodnym uśmiechem. Tylko On zna przyszłość i wie, co przyniesie mi kolejny rok - ale jest najmądrzejszym Ojcem, dlatego pozwala mi błądzić, szukać i odkrywać świat na własną rękę. Daje mi wolność - bo nie jestem już niewolnikiem, ale synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej... to jest perspektywa, którą otwiera dziś przede mną w pierwszy dzień nowego roku, jakby chciał dać mi nowy początek a zarazem pewność, że cokolwiek będzie i gdziekolwiek powędruję - On będzie roztaczał nade mną swoją opiekę, bo ciągle jest nade mną i mi towarzyszy...

Nie mam postanowień na nowy rok - i choć żal mi postawić tę ostatnią kropkę i przewrócić stronę wiem, że Pan jest o krok przede mną wcale nie po to, żeby mnie do czegoś zmusić, ale żeby dać mi pewność, że nie jestem sama. Nie wiem jeszcze, czym wypełnię kolejną pustą kartkę, ale wiem, że On tam będzie i że już mi błogosławi. Patrzę więc w przyszłość z nadzieją i wiarą w Jego miłosierdzie dla mnie, w Jego ojcowską wyrozumiałość i miłość, która wymyka się wszelkim próbom nazwania - bo czymże są słowa, skoro kolejny raz narodził się Jezus - Syn Boży, spełniona obietnica, Zbawiciel świata - i mój Pan... 



sobota, 24 grudnia 2022

Uroczystość Narodzenia Pańskiego, 25.12.2022r.

 Liturgia słowa: Iz 9, 1-3.5-6; Ps 96, 1-2.11-13; Tt 2, 11-14; Łk 2, 1-14

Rodzi się Bóg -  bez fanfar i herolda obwieszczającego radość wielką we wszystkich zakątkach kraju, bez tłumu czekających na ten doniosły moment dostojników państwowych, bez krzątających się wokół służących... rodzi się Bóg - w warunkach bardzo prymitywnych, wśród parujących oddechów zwierząt, w przenikliwym zimnie, w kamiennej grocie położonej niedaleko Betlejem w ziemi Judy... rodzi się Bóg - tak ludzki i tak kruchy, tak maleńki jak zaciskająca się na ramieniu Maryi dłoń zmartwionego Józefa, tak bezbronny i zdany całkowicie na innych... rodzi się Bóg - niepodobny do innych bogów, jeszcze nieodkryty, choć zapowiadany, jeszcze nieodnaleziony, choć wyczekiwany... rodzi się Bóg...

Dziecię nam się narodziło - tak samo cudownie i zwyczajnie jak każde inne dziecko pojawia się na świecie - i nic się nie zmienia. Tak samo wymaga opieki, troski, miłości... tak samo jest głodne i spragnione. Tak samo słodko zasypia w bezpiecznym uścisku mamy i budzi się z płaczem, gdy tylko zorientuje się, że coś się zmieniło. 

Syn został nam dany - bo podobnie jak każde inne dziecko jest odmiennym bytem, osobnym już człowiekiem... Powierzony został rodzicom na krótki czas - najważniejsze i jedyne (za)danie... Z nimi, ale nie dla nich. Syn, ale też i Bóg - Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju... Dziecko, na którego barkach spoczęła władza. Król owinięty w pieluszki i położony w żłobie, gdyż nie było miejsca w gospodzie...

Dziś się narodził - tak samo jak wtedy, w środku ciemnej grudniowej nocy, w topniejącym śniegu i błocie, w deszczu i wilgoci... nie jest to sceneria wymarzona na Boże Narodzenie - z białego śniegu pozostały tylko gdzieniegdzie brudne zaspy, mróz odpuścił, z nieba zamiast białego puszku smętnie kapie woda... ale to dziś... Dziś przyszedł na świat Emmanuel - Bóg z nami i pomiędzy nami, Bóg w Twoim sercu, który został Ci dany jak dar, jak najpiękniejszy świąteczny prezent. Bóg - Wcielone Słowo, Miłość wydarzająca się w czasie łamania się opłatkiem, w składanych sobie życzeniach, gdzieś między zwyczajowymi formułkami powtarzanymi co roku... Dziś się narodził - może nie tak, jak się spodziewałeś, może nie w porę, może przypadkiem - ale to właśnie dziś na chwilę świat wstrzymał oddech, by po chwili wybuchnąć radosnym Chwała na wysokości Bogu... oto ziemia ujrzała swego Zbawiciela!


 PS Niech narodzi się dziś w Tobie Ten, który pokona grzech i śmierć - Twój Zbawiciel, Bóg z nami, Pan w Tobie - niech Jego światło rozproszy wszelkie ciemności i mrok i napełni Cię nadzieją i radością.

sobota, 17 grudnia 2022

IV niedziela Adwentu, 18.12.2022r.

 Liturgia słowa: Iz 7, 10-14; Ps 24, 1-6; Rz 1, 1-7; Mt 1, 18-24

Jako mała dziewczynka kochałam zaśnieżone ulice, białe zaspy na chodnikach, niebieskawy zmrok, który nigdy nie był całkowitą ciemnością... przezroczyste lodowe sople zwisające z dachów kamienic, mroźny podmuch powietrza wdzierający się przez drzwi i ciepło kaflowego pieca. Najbardziej lubiłam czekać i wypatrywać  pierwszej gwiazdki migoczącej na niebie, delikatnego dzwoneczka u sań... Wszystko było takie niedopowiedziane, tajemnicze, nie do końca zrozumiałe i niewyjaśnione - i zawsze okazywało się, że przegapiałam moment, kiedy prezenty pojawiały się pod choinką, a dziadek co roku pokazywał mi a to ślady butów na balkonie, a to anielski włos uczepiony gałęzi świerka... znak, że przecież Aniołek był, że istnieje; znak podsycający moją dziecięcą wiarę w cuda i naiwną pewność, że za rok na pewno się uda...

Dziś jeżę się, kiedy dostaję taki wyraźny sygnał... Poddaję go wątpliwościom i racjonalizacji. Wydaje mi się zbyt oczywisty - a może sama sobie wydaję się zbyt naiwna, by przyjąć go z wiarą, dziecięcą ufnością i radością...? Wolę utarte ścieżki, pewne i sprawdzone metody, bo przecież znam swoje ograniczenia, widzę niedoskonałość moich starań i marność wysiłków. I tak zamykam się na znaki Bożej obecności, buduję sobie mury i murki, nie staram się nawet wyjść i spróbować spojrzeć inaczej, Jego oczyma...

Proś dla siebie o znak od Pana... ale jak to? Po co? Przecież błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli... Przecież moja wiara nie potrzebuje znaków... jest sumą decyzji, kalkulacji, przekonania i wyborów... Nie będę prosił i nie będę wystawiał Pana na próbę - jakże bliskie mi są słowa Achaza. I jak wiele w tym pychy... Ile przekonania, że tylko to, co sama wypracuję, wymyślę, zobaczę ma znaczenie... Na szczęście Bóg kocha mnie o wiele bardziej i doskonalej niż ja kiedykolwiek będę w stanie kochać - dlatego Pan sam daje znak... mimo moich wątpliwości i oporów, mimo mojego sprzeciwu i buntu. On lepiej wie, że go potrzebuję, choć nie zawsze potrafię przyjąć i otworzyć swoje serce na Jego obecność.

Emmanuel, to znaczy Bóg z nami - nie gdzieś daleko w niebieskich przestworzach, ale tu, w codziennej bieganinie i szarości - mojej i Twojej. W spóźniającym się autobusie, dzięki któremu możesz porozmawiać z kimś chwilę dłużej, w nieodśnieżonych chodnikach, dzięki którym masz szansę pomóc komuś dojść do sklepu, przystanku, apteki... w wirującym wokół własnej osi świetle roratniego lampionu, dzięki któremu zaczynasz się uśmiechać do własnych wspomnień... 

Bóg z nami - w tym, co zwykłe i niezauważalne, ale też w tym, co wykracza poza nasze zdolności poznawcze, co budzi w pierwszej chwili zdziwienie, niedowierzanie, bo nie mieści się - ani w głowie, ani w sercu, jest zbyt... wielkie, zbyt piękne, nienazywalne - oto Dziewica pocznie... 

Bóg z nami - zawsze tak samo obecny w swoim Słowie, żywy i prawdziwy, stale obdarowujący nas Sobą, swoją bezwarunkową miłością, z ludzkiego punktu widzenia zupełnie niedorzeczną. 

Bóg z nami - w znakach, których potrzebujemy, by nasza wiara mogła wzrastać - znakach, które dodają sił i pewności, że On się zbliża, że już niedługo zobaczymy Go na własne oczy... Pan chce Ci pokazać, że Cię kocha, że nie zapomina o Tobie, że zawsze jest obok - na wyciągnięcie ręki, na prośbę, na zawołanie...












sobota, 10 grudnia 2022

III niedziela Adwentu, 11.12.2022r.

 Liturgia Słowa: Iz 35, 1-6a.10; Ps 146, 6c-10; Jk 5, 7-10; Mt 11, 2-11

Monotonny jest krajobraz izraelskiej pustyni. Dominującym kolorem jest beż w różnych odcieniach. Wszystko wydaje się być pokryte warstwą kurzu, który unosi się w powietrzu przy każdym podmuchu. Kamienne urwiska i rozpadliny sprawiają, że pejzaż nabiera trójwymiarowości - jest pusto i cicho, tylko czasami wiatr zaszeleści w suchych zaroślach, zadudnią kopyta koziorożców, zachrzęszczą osuwające się ze zbocza skalne odłamki. Co można obejrzeć na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Cóż w tym niezwykłego? Spektakl ten powtarza się przecież co dzień - wyschnięte łodygi poddają się nawet najlżejszym drgnieniom powietrza, słońce wschodzi i zachodzi tak samo... nic się nie wydarza, krajobraz pozostaje niezmienny, wygląda trochę jak kiepska scenografia niskobudżetowego westernu. Emanuje z niej jakiś bliżej nieokreślony smutek, poczucie beznadziei, ale też tęsknota za jakąś odmianą, plamą koloru we wszechobecnej szarości, kroplą wody, która obudzi życie...

Jezus konfrontuje dziś nasze oczekiwania z rzeczywistością - na pustyni nie ma niczego innego, cudownego, niezwykłego. Nie ma człowieka w miękkie szaty ubranego, który byłby przecież oczywistym znakiem, że coś się dzieje... nie ma proroka jak ogień, nie ma nadprzyrodzonych zjawisk, tajemniczych wydarzeń. Jak uparty refren powracają słowa Oto Ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby przygotował Ci drogę. Słowa powtarzane do znudzenia - nawracajcie się, Pan jest blisko... W nich też nie było niczego nowego, niezwykłego, cudownego - wpisywały się w surowy, pustynny krajobraz tak samo jak ubrany w skórę wielbłądzią Jan - a przecież między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Wcale nie wyglądał na największego z proroków... 

Można patrzeć - i nie widzieć. Można też nie zobaczyć - i uwierzyć słowu. Jezus nie daje prostych odpowiedzi - posłanym uczniom każe zastanowić się nad tym, co słyszą i widzą - niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają... Na pytanie o to, czy Jezus jest Mesjaszem każdy musi odpowiedzieć sobie sam... 

Co chcesz zobaczyć? I czy to, co widzisz, jest tym, co jest naprawdę? Czego się spodziewasz? Może masz jakieś założenia,  wyobrażenia o tym, co się zdarzy, kiedy On przyjdzie? Jak patrzysz? Czy umiesz dostrzec w swojej codzienności, na swojej pustyni znaki świadczące o tym, że Pan jest już blisko? Czy potrafisz uwierzyć, że w tym, co znajome, zwyczajne i monotonne można spotkać Boga? Czy wierzysz - mimo ze nic się nie zmienia, że ciągle jest tak samo, szaroburo i monotonnie - że On może przybyć, aby Cię wybawić?  

Niech się rozweselą pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech rozkwitnie! Niech wyda kwiaty jak lilie polne... Jeden deszcz, jedna ulewa potrafi odmienić pustynny krajobraz. Na soczyście zielonych łąkach pasą się zwierzęta, ptasi koncert odbija się echem w skalnych rozpadlinach, wesoło szemrzą strumyki. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki monotonny dotąd pejzaż nabiera barw, pięknieje, odżywa... 

Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg... On sam przychodzi, by was zbawić. Błogosławiony jest ten, kto w Niego nie zwątpi.







sobota, 3 grudnia 2022

II niedziela Adwentu, 4.12.2022r.

 Liturgia Słowa: Iz 11, 1-10; Ps 72, 1-2.7-8.12-13.17; Rz 15, 4-9; Mt 3, 1-12

Lubię adwent - jest powiewem wiosny w grudniowe długie wieczory... Za oknami szaruga i ciężka, bura pokrywa chmur, która zdaje się dusić, przygniatać swoim ciężarem sprawiając, że wszystko wokół staje się właśnie takie - ponure, smętne, stłumione i zgaszone. Kolory blakną, promienie słońca z trudem przedzierają się przez tę zasłonę, by rozproszyć się, zagubić w mglistej przestrzeni... Taki mamy klimat, wiem - tym chętniej więc zanurzam się w adwentowe Słowo Boże, przenoszę się w scenerię kreśloną piórem proroka Izajasza i zatapiam się w obrazach kwitnących, bujnych ogrodów, szumiących lasów, potężnych miast otoczonych murami obronnymi, zielonych, falujących wzgórz... Raz włączona wyobraźnia pozwala mi poczuć zapach kwiatów, dotyk słońca na poszarzałej skórze, szorstką korę drzewa wypuszczającego nowe odrośle... Przed oczami mnożą się - jak w kalejdoskopie - wizje: baranek mieszkający razem z wilkiem w jednej zagrodzie, chłopiec wyganiający patykiem krowy i lwy na wspólne pastwisko, ciekawski maluch wkładający rączkę do kryjówki żmii... Mimo że te sceny mogłyby budzić lęk, bo tak daleko odbiegają od praw przyrody - niezmiennych przecież - jednak bije z nich przedziwny pokój, harmonia, radość... I tak oto w ten bury świat wkrada się nadzieja - że jest jeszcze jakaś przyszłość, że niemożliwe może się spełnić, że pęknie kiedyś ta wszechogarniająca szarość, otworzy się ziemia, wybuchnie feerią wiosennych barw i zrodzi Zbawiciela... Ta adwentowa nadzieja, to Słowo staje się dla mnie źródłem cichej radości, bo Ten, na którego czekam, już jest blisko... 

Kiedy byłam w ciąży - zwłaszcza tej pierwszej - czułam podobnie. Gdzieś tam, w ukryciu jeszcze, rosło sobie nowe życie, nowy człowiek. Na początku mikroskopijny jak ziarenko fasolki i niezbyt podobny z biegiem czasu coraz wyraźniej zaznaczał swoją obecność - przez skórę można było poczuć jego ruchy, przez co stawał się realny, namacalny. Co jakiś czas dawało się zauważyć zarys maleńkiej stópki, rączki - i można było tylko domyślać się rysunku ust, koloru oczu,  kształtu nosa. Był - ale jeszcze nieosobny, w jakiś sposób tylko mój, schowany przed całym światem, ale już wyczekiwany, wytęskniony, wyglądany. Obecny - choć jeszcze nie do końca. Mogłam przeczuwać tylko, jaki będzie - i czekać na tę chwilę, kiedy po raz pierwszy zobaczę go naprawdę. 

Teraz też czekam. Kolejny już raz - ale wciąż od nowa. Czytam słowa proroctw i budzi się we mnie tęsknota za Jezusem, który już niedługo przyjdzie na świat, choć to przecież nie pierwsze w moim życiu Boże Narodzenie... Czekam na spotkanie z Nim z ufnością - bo wierzę, że narodzi się Ten, Który mnie kocha tak bardzo, że umarł za mnie. Wypatruję znaków świadczących o tym, że już się zbliża, że nadchodzi - oto wyrasta różdżka z pnia Jessego, wypuszcza odrośl z jego korzeni...  już Jan Chrzciciel ogłasza, że bliskie jest królestwo niebieskie... już Jego światło błyszczy na szczycie góry... siekiera jest przyłożona do korzeni drzew... On jest już naprawdę niedaleko. 

Głos wołającego na pustyni wypełnia ten czas oczekiwania, rozbrzmiewa echem w głowie, rezonuje w sercu... Przygotujcie drogę Panu, dla Niego prostujcie ścieżki... To jest zaproszenie, by wyruszyć na najpiękniejsze spotkanie, by naprawić to wszystko, co jeszcze nie do końca jest poukładane, wyprostować to, co krzywe. Co to ma być? To już zależy od Ciebie... Nie zapomnij jednak, że adwent to czekanie na Miłość, na Bożą obecność odkrywaną codziennie na nowo w różnych przestrzeniach Twojego życia, na Pana, który przynosi prawdziwy pokój zanim księżyc zgaśnie...




VI niedziela wielkanocna, 14.05.2023r.

  Liturgia słowa: Dz 8, 5-8.14-17; Ps 66, 1-7.16.20; 1 P 3, 15-18; J  14, 15-21 Czasem wystarczy jedno zdanie. Parę wyrazów splecionych w me...