sobota, 24 kwietnia 2021

IV niedziela wielkanocna, 25.04.2021r.

 Liturgia słowa: Dz 4, 8-12; Ps 118, 8-9.21-23.26.28; 1 J 3, 1-2; J 10, 11-18

Mam swoje ulubione miejsce w górach. To duża polana porośnięta trawą - w lecie jeszcze niską, soczystą i zieloną, jesienią już spłowiałą i wysoką. Choć nie jest to żaden wysoki szczyt, rozciąga się stamtąd niezwykła panorama wyższych i niższych wzniesień - plamy pól przedzielone są ciemnymi ścianami lasów, gdzieniegdzie dostrzec można malutkie domki. Niebo wydaje się na wyciągnięcie ręki, białe obłoczki płyną tak nisko, że niemal można ich dotknąć. Lubię leżeć na trawie i patrzeć w niebo albo śledzić poruszające się punkciki owiec na odległym pastwisku. Czasem słychać delikatne dźwięczenie dzwoneczków, poszczekiwanie psa. Czasem tylko ciszę, która zdaje się dzwonić w uszach. Czasem wiatr szepczący coś źdźbłom trawy... W tym miejscu łatwo o wdzięczność, słowa psalmu dziękujcie Panu, bo jest dobry, bo Jego łaska trwa na wieki płyną prosto z serca. Oto przede mną rozciąga się świat - stworzony z miłości Boga Ojca do mnie - Jego dziecka. Ot, tak. Za darmo. Po prostu. Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec...

Bóg jest dobry. O Jego dobroci świadczy choćby piękno stworzenia. Bóg kocha każdego - też całkowicie bezinteresownie i bezwarunkowo. Nawet kiedy świat wokół wydaje się coraz mniej przyjazny - kiedy na niebie gromadzą się czarne chmury a zło usiłuje zawładnąć duszą - On jest blisko, bo Mu zależy... Oddał - i ciągle oddaje - Swoje życie, a w zasadzie życie Swojego Syna, bo jest dobrym Pasterzem... Nie wynajętym pracownikiem, któremu zależy na wypełnieniu zadania i otrzymaniu zapłaty. Prawdziwa odpowiedzialność rodzi się w sercu. Jest decyzją - Ja życie moje oddaję... Nikt mi go nie zabiera, lecz Ja sam z siebie je oddaję. Oddać - to nie zawsze znaczy tyle, co umrzeć. Oddać to ofiarować, złożyć swój los w czyjeś ręce, wyrzec się kontroli, podjąć decyzję, że to już nie moje. Oddać życie - to decyzja na teraz, obowiązująca od tej chwili. 

Jezus oddaje życie za Ciebie i za mnie. W sposób świadomy i bezinteresowny rezygnuje z siebie, swoich planów, by dać się poprowadzić woli Ojca. Staje się Pasterzem i Barankiem, kapłanem i ofiarą... Ja życie moje oddaję, aby je znów odzyskać. Jest naszym przewodnikiem, wzorem do naśladowania, kamieniem odrzuconym przez was budujących, tym, który stał się głowicą węgła. Co to oznacza dziś dla nas, Jego owiec?

Oddaj swoje życie... nie trzymaj się kurczowo swoich planów, swoich dróg, swoich pomysłów... Świadomie i dobrowolnie pozwól się poprowadzić na zielone pastwisko - choćby leżało bardzo daleko od miejsca, w które zamierzałeś się udać. Oddaj swoje życie innym... poświęć swój czas, troskę, dziel się miłością, dobrem i pięknem, które daje Ci Bóg. Oddaj swoje marzenia... pozwól Jemu działać w Tobie i przez Ciebie. Oddaj Panu to wszystko, co dla Ciebie ważne - ludzi, sprawy, problemy - i nie martw się już. On jest dobrym Pasterzem, gotowym oddawać za Ciebie życie każdego dnia na nowo.  



sobota, 17 kwietnia 2021

III niedziela wielkanocna, 18.04.2021.

 Liturgia słowa: Dz 3, 13-15.17-19; Ps 4, 2.4.9; 1 J 2, 1-5; Łk 24, 35-48

Zdarzają się spotkania, które zmieniają nasze życie... O ich znaczeniu często przekonujemy się po jakimś czasie, bo stanowią początek ważnej dla nas relacji.  Niektóre przegapiamy, bo wydają nam się niezbyt istotne... - ot, przypadkiem usłyszane słowo, uprzejmy gest, niewyraźny uśmiech... znajoma okładka ulubionej książki czytanej przez kogoś w pociągu... porozumiewawcze spojrzenie... Bywa, że żałujemy niewykorzystanych okazji, niewypowiedzianych słów, zmarnowanych szans... Są też takie spotkania, na które czekamy, których ciągle nam mało; takie, które w jakiś sposób są poza czasem - ważne tu i teraz - czasem przegadane, często razem przemilczane. Spotkania, kiedy odkrywamy siebie nawzajem - często jeszcze niepewni, onieśmieleni, trochę zaskoczeni - które stają się początkiem wspólnej wędrówki.

Słońce zachodzi, robi się chłodno. Powoli pustoszeją drogi, nieliczni podróżni spieszą, by dotrzeć do celu zanim zapadnie zmrok. Dwaj uczniowie, pogrążeni w rozmowie, zmierzają do Emaus. W tę samą stronę wędruje jeszcze jeden człowiek. Spotkanie - takie zwyczajne, codzienne, niemal przy okazji - a potem wspólny posiłek, kiedy okazuje się, że to właśnie On - Jezus - ukrzyżowany i pogrzebany - teraz łamiący chleb...

I kolejne - sala pełna uczniów, jeszcze niepewnych, zagubionych, pełnych wątpliwości i rozterek. Głosy splatają się ze sobą, opowieść o tamtym spotkaniu wydaje się tak niewiarygodna... To był Pan? Naprawdę? Może tylko coś im się przyśniło? Może to przypadek? A może duch...? To przecież niemożliwe... W takiej przestrzeni  - znikąd - pojawia się nagle On - ten sam Jezus. Doskonale zna serca swoich apostołów... widzi ich niedowierzanie, obawy, zdumienie... wie, że myślą jeszcze po ludzku, że nie mieści im się w głowach to, co widzą, bo próbują nazwać tę rzeczywistość kategoriami rozumu. Potrzebują dowodu... pytanie o coś do zjedzenia - tak absurdalne, a zarazem naturalne i proste, bo przecież niejeden raz siadali z Nim do wieczerzy - otwiera im oczy. On jest. Prawdziwy. Żywy. Wszystko układa się w całość - słowa proroków, przepowiednie psalmów... - wznosi ponad nimi swoją światłość, oświeca ich umysły, by oderwać ich od tego, co ziemskie,a uczynić świadkami tego, co niebieskie. To spotkanie zmienia serce Piotra - napełniony obecnością Pana, który pokonał grzech i śmierć, odważnie głosi prawdę - Zabiliście Dawcę Życia, ale Bóg wskrzesił Go z martwych...

A Ty? Jak spotykasz Jezusa? Przecież nic się nie zmieniło... Nieważne, w którym momencie drogi jesteś. Nie musisz być gotowy - wystarczy, że rozejrzysz się uważnie dookoła. On jest - i żyje - również dziś. Swoją obecnością wypełnia Twoją codzienność, nawet zupełnie banalną i prozaiczną. Jest z Tobą, kiedy się cieszysz i kiedy się martwisz. Kiedy budzisz się rano i kiedy się położysz... Jest nawet wtedy, kiedy Go nie widzisz... Spotykasz Go we wspólnocie i w samotności, w bieganinie i chwilach ciszy... w Słowie i sakramentach. Zatrzymaj się na moment, by Go dostrzec - to spotkanie zmieni Twoje serce... a może nawet stanie się początkiem najważniejszej relacji w Twoim życiu? 




sobota, 10 kwietnia 2021

II niedziela wielkanocna (Miłosierdzia Bożego), 11.04.2021r.

 Liturgia słowa: Dz 4, 32-35; Ps 118, 2-4.16-18.22-24; 1 J 5, 1-6; J 20, 19-31

To był dziwny dzień. Jezus zmartwychwstał - i w zasadzie nie wiadomo, co z tym faktem zrobić... Zagubieni uczniowie gromadzą się we wspólnocie i próbują zastanowić się, co dalej. No bo skoro zmartwychwstał - to wszystko, co mówił jest ważne... jest prawdziwe... Pan odszedł - ale oni zostali. I co teraz? Żydzi zrobią wszystko, żeby nie dopuścić do ujawnienia prawdy. Może zaczną się prześladowania? W serca uczniów wkrada się niepokój. Szczelnie zamknięte drzwi chronią ich przed światem zewnętrznym - ale jak długo? Przez zatrzaśnięte okiennice sączy się ciemność. Co dalej? Może trzeba wrócić do swoich dawnych obowiązków - łowienia ryb, komory celnej... może trzeba zapomnieć? Ale przecież kilka dni temu, w tej samej sali, był z nimi, łamał chleb, opowiadał o tym, co się wydarzy. Wszystko, co mówił, się spełniło - a skoro tak, to nie może być koniec... Mnóstwo pytań, wahania, wątpliwości... noc coraz czarniejsza... 

W tę przestrzeń wkracza Jezus - uczniowie nie mają wątpliwości, że to On - rany na dłoniach są dobrze widoczne. Pada kilka słów - ale ważniejsza jest pewność, że jest; pokój, który Jego obecność rozlewa w ich sercach; radość, która udziela się wszystkim. To On, to Pan, Zbawiciel, żyje, zmartwychwstał! Przychodzi, by swoim światłem rozjaśnić to, co mroczne i niezrozumiałe, by wlać w serca nową nadzieję, tchnąć Ducha. Teraz już nic nie jest straszne. Jezus pokonał śmierć i odkupił grzech Adama, otworzył bramy nieba, zwyciężył świat! 

Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus... Takie wydarzenie, tak ważne spotkanie go ominęło... Nie uwierzę póki nie dotknę... - ile ukrytych emocji jest w tych słowach... Złość, wątpliwości, dramat wiary, która domaga się tego, żeby zobaczyć na własne oczy, żeby móc uchwycić się czegoś, co jest na pewno, co da się zmierzyć, zbadać... Poczucie wykluczenia - bo oni wszyscy doświadczyli, a on nie... Zaufać ich słowom - czy to wystarczy? Tomasz zna ich doskonale... wie, że są słabi, borykają się z różnymi problemami... to nie pomaga. Emocje zagłuszają rozsądek... nie uwierzę... 

Pośrodku tych dylematów zjawia się Zmartwychwstały. Przychodzi specjalnie do Tomasza, żeby mógł dotknąć Jego ran, włożyć palce w Jego bok, żeby był pewny - że to On, Mesjasz, Pan i Bóg - by mógł uwierzyć... Pan mój i Bóg mój - te słowa wystarczą. To odpowiedź na wszelkie wątpliwości i wahania. To wybór - bo wiara jest kwestią wyboru i zaufania, że to Bóg kieruje Twoim życiem, że do Niego należy pierwsze w nim miejsce, że Jego wola ważniejsza jest od Twojej... To też zgoda na to, że to On dyktuje warunki i daje Ci się poznać jak i kiedy chce - nie zawsze tak, jak się spodziewasz. 

Do Ciebie też przychodzi Jezus. W zwykły dzień, w codziennych sprawach i wyborach staje przy Tobie, by przynieść Ci pokój, zapewnić, że nie jesteś sam - choć często tak właśnie się czujesz. Jest w tym wszystkim, z czym sobie nie radzisz, w Twoich walkach, dylematach, pytaniach bez odpowiedzi, kryzysach wiary... Czy stanie się Twoim Panem i Bogiem? Czy uwierzysz - mimo że nie zobaczysz, nie dotkniesz, nie usłyszysz? Czy zgodzisz się przyjąć Go takiego, jakim jest? Pierwszym darem Zmartwychwstałego jest pokój... dziś chce go ofiarować właśnie Tobie. Pozwól Mu na to...




sobota, 3 kwietnia 2021

Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego, 04.04.2021r.

 Liturgia słowa: Dz 10, 34a.37-43; Ps 118, 1-2.16-17.22-24; Kol 3, 1-4; J 20, 1-9

Nie rozumiem... Tak wielu rzeczy, wydarzeń, sytuacji, w których uczestniczę - nie rozumiem. Patrzę czasem bezradnie, jak wkraczają w moją rzeczywistość, zagarniają ją - jak morze wdzierające się w ląd wraz z przypływem... czasem powoli i delikatnie obmywa piasek, by potem się cofnąć i powrócić jeszcze kawałek dalej, głębiej... czasem gwałtownie wdziera się na plażę i z niszczycielską siłą rozwala wszystko, co staje mu na drodze. Tak... często nie rozumiem - przeznaczono mi rolę widza, który - nie wiedząc, na co patrzy, skąd to i dlaczego - ma świadomość, że uczestniczy w czymś, co całkowicie odmieni jego życie.  

Co widziałaś, Mario? Na ile rozumiałaś to, na co patrzyłaś? Noc jest ciemna i zimna... zdaje się trwać niemiłosiernie długo. Nie potrafisz znaleźć sobie miejsca, pogodzić się z faktem, że nie ma już Twojego Pana i Mistrza... Towarzyszyłaś Mu w tych ostatnich chwilach. Siedziałaś przy Jego grobie, bo nie umiałaś rozstać się z Tym, dla którego odmieniłaś swoje życie. Szabat był - i minął - jakby nic się nie wydarzyło. A przecież skończył się świat. Jezus umarł. Ubierasz się i wychodzisz na pogrążone jeszcze we śnie uliczki Jerozolimy. Serce prowadzi Cię tam, gdzie próbowałaś pożegnać się z Twoim Nauczycielem. Delikatnie szemrzą drzewka oliwne, pachną zioła...  W ogrodzie panuje jeszcze mrok - i dziwna onieśmielająca cisza. Zbliżasz się do grobu... Odsunięty kamień? Kto? Dlaczego? Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono... Pytania... wątpliwości... oburzenie - co czujesz, Mario? Nie chcesz być sama z tą wiadomością, biegniesz więc do uczniów - bo przecież im też powinno zależeć - zdyszana i zapłakana wyrzucasz te słowa - i pozwalasz, by teraz oni pobiegli tam, gdzie dokonało się coś, co nie mieści Ci się w głowie. Zabrano Pana... 

Szymonie - co widzisz patrząc na leżące płótna i chustę, która okrywała najdroższą Ci głowę? Zwinięta starannie budzi Twój niepokój. Co się tutaj wydarzyło? Czy ktoś wykradł ciało? Jeśli tak - to dlaczego zadał sobie tyle trudu, by złożyć tę chustę? Dlaczego zostawił płótno? Czy to jakiś spisek? Gdzie jest Jezus? Patrzysz - i nie rozumiesz... 

Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń... Ujrzał i uwierzył. Nie - zrozumiał. Tego nie da się pojąć rozumem. Zrozumienie jest owocem wiary... To ona wyjaśnia i otwiera umysł na rzeczywistość Pisma, uwrażliwia na słowa proroków, przekracza bariery, które stawia rozum. Widzę - wierzę - rozumiem... choć to ostatnie nie zawsze. Nie wszystko muszę rozumieć. Maria Magdalena też nie rozumiała - ale była pewna, że zmartwychwstał już Chrystus, że miejscem spotkania będzie Galilea...

Nie musisz rozumieć, co tu się wydarzyło. Masz to, co widzisz - pusty grób, odsunięty kamień, leżące płótna... zdumienie uczniów, słowa Proroków... Dalsza droga zależy od Ciebie. Jeśli zatrzymasz się na tym, co widzisz, jeśli za wszelką cenę będziesz szukać odpowiedzi i wyjaśnień - odejdziesz stąd snując spiskowe teorie i w poczuciu pustki. Jeśli jednak uwierzysz, że zmartwychwstał, że ten cud prawdziwy - spotkasz Go w swojej Galilei. Może znienacka stanie przy Tobie, gdy będzie Ci źle i trudno i powie - nie bój się. Może rozpoznasz go w okruchu chleba, które stało się ciałem przy łamaniu chleba, na Eucharystii. Może dostrzeżesz Go, gdy uciszy burzę w Twoim życiu. Może przemówi przez Słowo, gest, uśmiech... On jest - i żyje. Prawdziwie zmartwychwstał!



czwartek, 1 kwietnia 2021

Droga krzyżowa

STACJA PIERWSZA: skazanie

 “A gdy Go oskarżali arcykapłani i starsi, nic nie odpowiadał. Wtedy zapytał Go Piłat: “Nie słyszysz, jak wiele zeznają przeciw Tobie?” On jednak nie odpowiedział na żadne pytanie, tak że namiestnik bardzo się dziwił” (Mt 27, 12-14)

Milczysz… Zewsząd słychać krzyki “Ukrzyżuj!”, “Na krzyż z Nim!”, “Precz! Precz! Ukrzyżuj Go!” - a Ty milczysz… Wyrok zapadł już dawno, przyjąłeś kielich z rąk Ojca, wypełnia się Słowo… Ty to wiesz - i milczysz. Patrzę na Ciebie i nie rozumiem tego milczenia. Czy to możliwe, żeby wiedzieć - i milczeć? Wokół gwar, krzyki narastają, robi się zamieszanie,  - i to Twoje milczenie, które tak mocno kontrastuje z oburzeniem, agresją tłumu. Plują Ci w twarz, szydzą, biją Cię po głowie - Ty milczysz… Nie umiem zinterpretować tego milczenia, nie rozumiem go… Pomilczę chwilę z Tobą…bo co innego mogę zrobić…

 STACJA DRUGA: przyjęcie krzyża

 Nie dosyć, że Cię upokorzyli, ubrali w koronę z cierni i szkarłatny płaszcz, to teraz jeszcze ten krzyż… Ciężki, przygotowany chyba w pośpiechu. I znowu milczysz. Przyjmujesz go, podnosisz. Widzę, że trudno Ci go udźwignąć. Umieszczasz go na barkach. Zastanawiam się, jak dasz radę dotrzeć na Golgotę  z takim ciężarem. Skrwawiony, prawie nagi, obarczony krzyżem wyruszasz w swoją drogę po zatłoczonych i wąskich  ulicach Jerozolimy. Stawiasz pierwsze chwiejne  kroki, zataczasz się. Tak bardzo chcę Ci pomóc…

 STACJA TRZECIA: pierwszy upadek

 Przeszedłeś kilka kroków - i upadasz. Głuchy łomot krzyża uderzającego o ziemię niesie się uliczkami Jerozolimy. Na chwilę wszystko się zatrzymuje. Czy wstaniesz? Czy weźmiesz znów na ramiona ten ciężki, niezgrabny krzyż? Stoję w tłumie i patrzę na Ciebie - zmęczonego, zakrwawionego, upokorzonego - to naprawdę Ty, Mesjasz, Syn Boga?

 STACJA CZWARTA: spotkanie z Matką

 W tłumie twarzy zauważasz Ją - tę, która wiedziała od początku...To tylko krótka chwila, spojrzenie w  oczy, które mówią wszystko… Nie potrzeba nic więcej. Ty wiesz i Ona wie. Ona wie, że tak trzeba, że w ten sposób wypełnia się wola Boża. Ty wiesz, że pójdzie z Tobą do końca tej drogi, że będzie patrzyła na Twoją mękę i śmierć, że będzie cierpiała… I wiesz, że ten, kto kocha, jest zawsze - pomimo swojej bezradności. To Wasz czas…

 STACJA PIĄTA: pomocna dłoń

 “Gdy Go wyprowadzili, zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który wracał z pola, i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem.” (Łk 23,26) To mógł być każdy z tych, którzy mijali Cię na drodze. Dlaczego akurat Szymon? Wygląda na zmęczonego pracą w polu. Przymuszony przez żołnierzy dźwiga krzyż razem z Tobą. Nie do końca wie, kim jesteś, nie zna Twojej historii - dla niego jesteś kolejnym człowiekiem skazanym na śmierć. A jednak to właśnie on teraz jest najbliżej Ciebie, może po ludzku coś zrobić, pomóc bardziej, wziąć na siebie choć cząstkę Twojego fizycznego cierpienia… Patrzę i dziwię się - czy to przypadek decyduje o tym, że można być tak blisko?

 STACJA SZÓSTA: Weronika

 Może to impuls spowodowany widokiem Szymona pomagającego Ci dźwigać krzyż…Oto z tłumu wyrywa się kobieta. Spotkanie trwa tylko chwilę. Spojrzenie, dotyk chłodnego materiału, czułość i delikatność, kiedy ociera Twoją poranioną spoconą twarz… i już jej nie ma. A jednak mam wrażenie, że dzięki temu łatwiej Ci zrobić kolejny krok. To nie jest jednostronne spotkanie - ta, która otarła Ci twarz, zobaczyła Ciebie naprawdę. Pokazałeś jej siebie, podarowałeś odbicie swojej twarzy... Od teraz będzie nazywana Weroniką. 

 STACJA SIÓDMA: drugi upadek

 Droga robi się coraz trudniejsza… Widzę, że coraz więcej kosztuje Cię każdy kolejny krok. Krzyż zdaje się przygniatać Cię do ziemi… Potykasz się. Upadasz. Ten drugi upadek boli inaczej - nie zaskakuje mnie tak bardzo. To było do przewidzenia - nikt nie jest w stanie znieść takiego cierpienia, jakie stało się Twoim udziałem. Myślę, że Twoja męka powinna się skończyć tu i teraz..To nieludzkie, że tak cierpisz. Nie umiem patrzeć na Ciebie z tą świadomością, że nic nie mogę zrobić…A Ty powoli się podnosisz - jak to w ogóle jest możliwe?

 STACJA ÓSMA: płaczące niewiasty

 Krzyki idącego za Tobą tłumu towarzyszą Ci od początku drogi. A jednak w tej kakofonii dźwięków potrafisz usłyszeć lament kobiet, które w ten sposób chcą uczestniczyć w Twoim cierpieniu. Opłakują Ciebie - ale Ty wiesz, że inni potrzebują bardziej takiej uwagi.  “... płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi!” (Łk 23, 28b) To wezwanie do pocieszania i bycia blisko tych, którzy zostali nam powierzeni. Paradoks: pociesza ten, który bardziej potrzebuje pocieszenia… Rezygnujesz z siebie na rzecz innych - jakie to wymowne…

 STACJA DZIEWIĄTA: trzeci upadek

 Kiedy dostrzegam Twój trzeci upadek, myślę, że to już naprawdę koniec. Ciekawski tłum otacza Cię z każdej strony. Żołnierze poszturchują Cię, abyś wstał. Nie reagujesz… Wydaje mi się, że to trwa za długo… Leżysz na zakurzonej drodze. Obok Ciebie krzyż. Drżysz… Bardzo wyraźnie widzę Twój ból, ślady po biczowaniu, otwierające się na nowo rany… Nie wstaniesz. To niemożliwe. A jednak… Twoja dłoń zaciska się na krzyżu. Próbujesz się podnieść… walczysz z własnym ludzkim ciałem. I zwyciężasz…

 STACJA DZIESIĄTA: nagość

 Dotarliśmy na Golgotę. I kiedy myślę, że to, co najgorsze, już za Tobą, żołnierze zdzierają z Ciebie ubranie. Rzucają losy o tunikę. Jesteś nagi. Odarty z ludzkich szat, wystawiony na widok publiczny, upokorzony… Ale to ciągle przecież Ty - mój Bóg. Zewsząd słychać śmiech, kpiny, padają wyzwiska - a Ty znów milczysz. Zmęczony ponad ludzką wytrzymałość nie odzywasz się. “Jak owca niema wobec strzygących ją…” - brzmią mi w uszach słowa proroka Izajasza. Nie wiem, gdzie podziać wzrok. Tak trudno oglądać tę Twoją nagość i nadal wierzyć w jej sens...

 STACJA JEDENASTA: na krzyżu

 Gwoździe rozrywają Twoje dłonie - te, które dźwigały chorych, rozmnażały chleb, błogosławiły… Tryska krew. To już zupełnie nieludzkie.... Tego nie da się znieść. Jak człowiek człowiekowi może zgotować takie katusze… Twój oprawca ociera pot z czoła. Bierze kolejny gwóźdź. Przymierza  do Twoich stóp, podnosi młot… Krzyk zlewa się w jedno ze stukotem młota. Brzmi w moich uszach jeszcze długo po tym, kiedy żołnierze stawiają krzyż. Nad głową masz  napis głoszący, że jesteś królem...  Patrzę na Ciebie, na Twoje rozpostarte ramiona i nie wiem, co o tym myśleć… Jak wierzyć…

 STACJA DWUNASTA: śmierć

 I to już? Tak po prostu? Umierasz jak zwykły człowiek? Jeszcze co jakiś czas z Twoich ust wyrywa się westchnienie… Skarga… “Boże mój, czemuś mnie opuścił...” Konasz sam. Ile to wymaga od Ciebie odwagi i zaufania… Ciemność narasta, gęstnieją chmury… Jeszcze łapiesz powietrze otwartymi ustami… Jeszcze poją Cię octem… Nadchodzi jednak moment, kiedy wiem już, że nie żyjesz. Jeszcze przed chwilą wszystko było możliwe - jeszcze oddychałeś, jeszcze coś mogło się zdarzyć - teraz wszystko zamarło. Skończył się świat - mój też. Z Twoją śmiercią i we mnie coś umiera. Ludzie się rozchodzą z poczuciem, że coś się zmieniło. Zostaję z Tobą - patrzę i nie wierzę…

 STACJA TRZYNASTA: zdjęcie z krzyża

 Jakie to dziwne…Patrzę na Twoje umęczone, zmasakrowane ciało i nie widzę w nim niczego niezwykłego. Tak jakby było tylko pustą skorupą. Nie dostrzegam w nim już Ciebie. Widok jest naprawdę okropny… Pod krzyżem zostali tylko najwytrwalsi - ci, którzy chcą jeszcze przez chwilę oddać hołd temu ciału, zrozumieć, co tu się właściwie wydarzyło… Józef z Arymatei zdejmuje zwłoki z krzyża, owija w płótno i zabiera. Ostatnia posługa w stosunku do Mistrza, którym dla niego byłeś… I to już koniec. Golgota pustoszeje.

 STACJA CZTERNASTA: grób

 Piątkowy wieczór to czas przygotowania do szabatu. Ciało zostaje zaniesione do wykutego w skale pustego grobu. Józef z Arymatei dużym kamieniem zamyka wejście do niego, żeby było bezpieczne i odchodzi. Wokół panuje przedwieczorna cisza, tak mocno kontrastująca z gwarem, krzykami tłumu, drwinami… Obie Marie siadają na ziemi przy grobie - czyżby  nie miały sił wracać? Czekają na kogoś? Może chcą odpocząć? Taki tu spokój… Nad Jerozolimą powoli gaśnie dzień, cichnie miejski zgiełk… cały świat zastyga. Ciemność nocy rozświetlają pierwsze gwiazdy. Delikatnie szumi wiatr… Jest tak pięknie…


                                                            Marc Chagall, Białe ukrzyżowanie


VI niedziela wielkanocna, 14.05.2023r.

  Liturgia słowa: Dz 8, 5-8.14-17; Ps 66, 1-7.16.20; 1 P 3, 15-18; J  14, 15-21 Czasem wystarczy jedno zdanie. Parę wyrazów splecionych w me...