sobota, 26 listopada 2022

I niedziela Adwentu, 27.11.2022r.

 Liturgia Słowa: Iz 2, 1-5; Ps 122, 1-2.4-9; Rz 13, 11-14; Mt 24, 37-44

Czasami trudno jest wyruszyć w drogę... Kiedy nad miastem wiszą gęste, ciemnoszare chmury, wilgoć wciska się pod szczelnie zapięty płaszcz, horyzont ginie gdzieś we mgle, a przez zapłakane szyby nie wpada żaden promyk słońca perspektywa zakopania się pod ciepłym kocykiem z kubkiem aromatycznej kawy z dala od świata, jego wojen i konfliktów staje się bardzo kusząca. Bo tu, gdzie jestem, jest spokojnie. Wygodnie. Ciepło. Bezpiecznie. I choć czasem jakiś głos woła, wzywa, żeby wyjść, ruszyć przed siebie - wolę sobie zostać w miejscu, przyczaić się, poczekać na lepsze warunki, na pogodę, na... No właśnie - na co? Zdarza się, że zapominam, na co czekam i dlaczego ciągle jeszcze stoję w miejscu zamiast - na przekór wszystkiemu - pójść za głosem Pana, wyruszyć na spotkanie z Nim. I słowa psalmu brzmią jak wyrzut sumienia - ucieszyłem się, gdy mi powiedziano: pójdziemy do domu Pana... Nie, wcale nie cieszy mnie perspektywa tej wędrówki - tak wiele musiałabym zostawić, porzucić swój bezpieczny azyl i przekroczyć próg, powierzyć się drodze pełnej niepodziewanych zakrętów... Lepiej może przespać ten niekorzystny czas, tę ponurą jesień... lepiej może pozwolić, by szary zmierzch cichutko wślizgnął się przez dziurkę od klucza i rozgościł się we mnie, zgasił to, co jeszcze gdzieś tam się tli, stłumił wyrzuty sumienia, spowolnił chęć działania... Tak też jest przecież dobrze... można stać w miejscu... czekać...

Chodźcie, wstąpmy na górę Pańską... bo On już się zbliża, już można Go dostrzec - na razie jeszcze gdzieś na horyzoncie daje się dostrzec blask Jego obecności, ale to już, teraz... Teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas... Jego światło jaśnieje na szczycie góry jak lampa w oknie górskiego schroniska... jak latarnia morska - wskazuje drogę do bezpiecznego portu, daje nadzieję na odpoczynek... Bo tylko postępując w światłości Pańskiej będziemy prawdziwie wolni, bezpieczni i szczęśliwi - On będzie rozjemcą pomiędzy ludami... Tam nie będzie już wojen ani konfliktów, walki o swoje ani nieustannej pogoni za nowym... Nowe Jeruzalem - miasto pokoju - już stoją nasze stopy w twoich bramach...

Może więc warto ruszyć... wejść w ten czas oczekiwania z sercem gotowym do drogi, wypełnionym nadzieją na przyjście Syna Człowieczego... Może warto zacząć wypatrywać znaków Jego obecności - w tym, co zwykłe i codzienne kierować się Jego prawem - prawem miłości... Może warto porzucić swoje drogi - albo swoją bezpieczną kryjówkę - i kroczyć Jego ścieżkami... Ruszyć z radością na spotkanie Pana... 

On przyjdzie. W zasadzie - On już jest. Na razie czeka na Twój ruch, Twoją decyzję. Jeśli wytężysz wzrok, zobaczysz na szczycie góry Jego światło. Wyjdziesz Mu na spotkanie? Mimo niesprzyjających warunków? Niepewny drogi, którą tak łatwo zgubić we mgle? Czy wpuścisz w swoją ciemność Jego światło, by pozwolić mu rozpalić na nowo Twoje serce? Tylko w Nim Twoja dusza znajdzie upragniony pokój...







sobota, 19 listopada 2022

Uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata, 20.11.2022r.

 Liturgia Słowa: 2 Sm 5, 1-3; Ps 122, 1-2.4-5; Kol 1, 12-20; Łk 23, 35-43 

Jeszcze niedawno Jerozolima witała Cię jak swojego króla zielonymi gałązkami palm - dziś został tylko ociekający drwiną napis nad Twoją głową przytwierdzony do surowego drzewa krzyża... Jeszcze niedawno wyśpiewywano na Twoją cześć uroczyste hosanna - Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie - dziś z ust żołnierzy padają tylko szyderstwa i kpiny... Jeszcze niedawno otaczały Cię tłumy ciekawych Twojej nauki - dziś towarzyszy Ci dwóch przestępców... Jeszcze niedawno przemawiałeś w synagogach, wyjaśniałeś Pisma, łamałeś chleb z uczniami - dziś w zasadzie milczysz. Nie walczysz, nie przekonujesz, nie wyjaśniasz. A przecież jesteś Mesjaszem, Bożym Synem, obrazem Boga niewidzialnego - więc mógłbyś zejść z krzyża, wybawić siebie... Innych wybawiałeś... dlaczego więc teraz nic nie zrobisz? Mógłbyś udowodnić całemu światu, że naprawdę jesteś Bożym Wybrańcem. Mógłbyś oszczędzić sobie cierpienia - czyż Bóg nie powstrzymał Abrahama przed zabiciem Izaaka? Może już wystarczy...?

Który z władców tego świata oddałby życie za swoich poddanych? Kto gotów byłby ponieść śmierć dla dobra innych? Jak oceniłaby go historia? Czy zostałby okrzyknięty szaleńcem, który w imię wyższej idei dał się zabić? Czy stałby się chwilową tylko sensacją? Łatwo walczyć na płaszczyźnie idei, łatwo toczyć bitwy na argumenty... dopóki wszystko pozostaje w sferze czysto intelektualnej - można bez końca przekonywać, namawiać, tłumaczyć. Kiedy jednak trzeba dać coś z siebie - jakiś wysiłek, poświęcenie, choćby drobne - nagle brakuje chętnych. Ideały przestają mieć aż takie znaczenie - bo ważniejsze jest jednak to wszystko, co "moje" - moja strefa komfortu, moje poczucie bezpieczeństwa, moje życie, dobrobyt, szczęście... Świat śmieje się z tych, którzy gotowi są dać siebie, ofiarować swój czas, serce, zdolności za darmo, dla dobra innych. Przypina im łatkę naiwniaków - bo nie pasują do ogólnie przyjętego wzorca, nie odnajdują się w realiach współczesności, której centrum jest człowiek. Bo przecież ważne jest moje dobro, moje szczęście, moja wygoda... Niech inni walczą. Ja postoję, poczekam, poobserwuję - by stanąć po stronie zwycięzców. Nikt przecież nie chce być w drużynie pokonanych...

Błogosławione Jego królestwo, które nadchodzi... Tu i teraz niekoniecznie i nie zawsze jest dobrze. Tu i teraz bywa trudno - jest ból, cierpienie, niezrozumienie, samotność, choroby, śmierć... Co jakiś czas błyśnie słońce, na chwilę rozświetli szarość, pokaże inną perspektywę, pozwoli popatrzeć przez dziurkę od klucza na kolorowy, rajski ogród - na tyle, by nie stracić nadziei, że on naprawdę istnieje, że jesteśmy powołani do uczestnictwa w dziale świętych w światłości - by dać siłę na jeszcze jeden krok w stronę Pana... 

Bo On prawdziwie jest Królem Wszechświata - nie tylko tego, co tu, na ziemi - Jemu poddano Trony, Panowania, Zwierzchności i Władze, byty widzialne i niewidzialne. On - Książę Pokoju - nie jest Królem podobnym do ziemskich władców. Jego królestwo wymyka się próbom nazwania, bo nie jest podobne do niczego, czego doświadczamy tutaj - to przestrzeń miłosierdzia i prawdziwego szczęścia, które zbudowane jest na bezgranicznej i nielogicznej miłości Stwórcy do stworzenia... Miłości, która nie wycofuje się, gdy jest trudno, ale trwa - niezmiennie i bez względu na wszystko. Jakikolwiek nie jesteś... 








sobota, 5 listopada 2022

XXXII niedziela zwykła, 6.11.2022r.

 Liturgia Słowa: 2 Mch 7, 1-2.9-14; Ps 17, 1.5-6.8.15; 2 Tes 2, 16 - 3, 5; Łk 20, 27-38

Listopad... nagie drzewa wyciągają swoje gałęzie ku niebu jak ręce w modlitewnym geście... jeszcze niedawno złote liście szarzeją pokrywając ziemię grubym szeleszczącym kożuchem. Coś dziwnego dzieje się z czasem - raz jest go za dużo, innym razem - za mało... szybko zapadający zmierzch zazwyczaj mnie zaskakuje - jak znienacka zdmuchnięta świeczka. Te szare godziny wydają się trwać za długo... próbuję je czymś wypełnić, zająć - ale to nie zawsze się udaje. Coraz częściej czuję jakiś bliżej nieokreślony żal, smutek, tęsknotę za czymś niesprecyzowanym, nienazwanym jeszcze... jakiś rodzaj nostalgii, melancholii, która spowija mnie niczym całun i nieraz mam wrażenie, że ciągnie się za mną czekając tylko, żeby mnie otulić, owinąć, uśpić... Gdzieś w tę listopadową mglistą porę wpisują się refleksje o przemijaniu, nieuchronnym kresie, końcu życia, śmierci... Próbuję bronić się przed nimi i uczuciami, które we mnie budzą, uciekam w zajęcia, sprawy, zadania - ale one wracają, delikatnie trącają mnie w ramię, owiewają chłodem i ściskają za serce. Nie są nachalne, nie narzucają się zbytnio - raczej snują się jak cień, gotowe, by w końcu je oswoić, nazwać, zobaczyć... Przyznać im prawo do istnienia i przyjąć je, może nie z entuzjazmem i radością, ale bez wielkiego oporu, niepotrzebnych ucieczek i walki do ostatniej kropli krwi. 

Zapalam znicze na grobach moich bliskich - ale robię to bardziej dla siebie niż dla nich... To ja potrzebuję ciągle na nowo uwierzyć w zmartwychwstanie ciała i żywot wieczny. To światło - tak nikłe - pokazuje mi, że ciemność i mrok śmierci rozprasza Ten, który jest światłością świata... że muszę umrzeć, żeby zacząć żyć naprawdę, bo dopiero gdy zmartwychwstanę, będę widział Boga

Płomień tańczy na wietrze, by zgasnąć przy silniejszym podmuchu wiatru... a więc moje życie to tylko tyle? Chwila tylko? Krótki rozbłysk światła, parę osób, z którymi łączyło mnie coś więcej niż przelotna znajomość - i już? Przywołuję z pamięci twarze, wspominam te chwile, które dane mi było przeżyć z tymi, których już nie ma - czasem przypomina mi się jakieś słowo, uśmiech, sytuacja - ale często te wspomnienia są zamazane, nieostre, wyblakłe jak stare fotografie... Kto - i jak - mnie zapamięta...? Które chwile okażą się dla kogoś ważne na tyle, by zapadły w serce? Ile jeszcze mam czasu, by coś zbudować, naprawić, zmienić? Bo przecież na każdym cmentarzu są groby zapomniane, tak jakby historia urwała się wraz z momentem śmierci. Groby jak kropka na końcu zdania - tak samo definitywne i ostateczne.

Chwila zadumy, ciszy, refleksji... taki tu spokój. Wieczny odpoczynek - już o nic nie trzeba walczyć, wszystko się dokonało, reszta pozostaje w rękach Boga. Modlitwa w ciszy to czas spotkania ze śmiercią, czas wejścia w tajemnicę wiary w to, że Król świata jednak nas wskrzesi i ożywi do życia wiecznego... Jak tam będzie? Bo przecież każdy z nas inaczej widzi ten świat przyszły... Czy spotkam tam tych, którzy są dla mnie ważni? Czy zapomnę o nich, bo przecież tylko dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą? Tak, to prawda, wierzę, że Jezus Chrystus jest Pierworodnym wśród umarłych, że zmartwychwstał - ale że ja też...? Kiedyś...? Umrę - i zmartwychwstanę...?

Stłumione dźwięki rozmów, przygłuszony przez opadłe liście tupot kroków, charakterystyczny zapach chryzantem i topiącego się wosku... ciemność i mrok rozświetlone przez pojedyncze ogniki zniczy - tylko raz w roku cmentarze są naprawdę piękne. Na tak niewielkiej przestrzeni mieszczą się całe pokolenia - rodzice z dziećmi, z których każde poszło w swoją stronę... Mąż z żoną, na co dzień żyjący w niezgodzie... Ojciec, którego nigdy nie było, razem z synem...  Miłość, nienawiść, złość, cierpienie, tęsknota, namiętność - przysypane ziemią tracą swoją moc i znaczenie.

Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją... żyj więc tak, żeby Twoje życie było w Nim zakorzenione, na Nim budowane i ku Niemu skierowane, wtedy możesz mieć pewność, że ze snu powstając, nasycisz się Jego widokiem...





 


VI niedziela wielkanocna, 14.05.2023r.

  Liturgia słowa: Dz 8, 5-8.14-17; Ps 66, 1-7.16.20; 1 P 3, 15-18; J  14, 15-21 Czasem wystarczy jedno zdanie. Parę wyrazów splecionych w me...