sobota, 25 grudnia 2021

Święto Świętej Rodziny - Jezusa, Maryi i Józefa, 26.12.2021r.

 Liturgia słowa: 1 Sm 1, 20-22.24-28; Ps 84, 2-3.5-6.9-10; 1 J 3, 1-2.21-24; Łk 2, 41-52

Gdzie jesteś? Gdzie mam Cię szukać? Jak Cię znaleźć, jak odkryć Twoją obecność, kiedy wokół tyle ludzi, spraw; kiedy codzienny szum i natłok informacji sprawia, że czuję się zagubiona? I może idę razem z tłumem, płynę z prądem - pogrążona w tej zwykłości - ale Kogoś mi brakuje, za Kimś tęsknię, Kogoś pragnie moje serce... Rozglądam się dookoła - i wtedy orientuję się, że Ciebie nie ma... że gdzieś Cię zgubiłam, na chwilę straciłam Cię sprzed oczu - jak niesforne dziecko na placu zabaw - i zniknąłeś... Szukam Cię więc, pytam o Ciebie, bo może bawisz się ze mną w chowanego, może to taki dziecięcy psikus, żart... Wołam Cię - ale odpowiedzi brak. Wśród tylu głosów nagle zaczyna brakować Twojego - tak wyjątkowego, jedynego w swoim rodzaju... Gdzie jesteś? Może poszedłeś z kimś innym, może znalazłeś towarzysza zabaw, może ktoś Cię zagadał...? Może to kara za mój brak uważności? Może powinnam trzymać Cię kurczowo przy sobie i nie pozwolić na jakiekolwiek oddalenie się? Może dałam Ci za dużo swobody, wolności wierząc, że jest Ci ze mną na tyle dobrze, że nie będziesz chciał odejść...? Gdzie Cię szukać - teraz, kiedy tak bardzo odczuwam Twoją nieobecność, kiedy tak bardzo tęsknię, że to aż boli...?

Gdzie znajdę Cię dziś - w ten świąteczny czas? Jesteś taki mały, taki bezbronny - chcę się Tobą zaopiekować jak maleńkim dzieciątkiem; chcę zapewnić Ci poczucie bezpieczeństwa - a zapominam o tym, że to Ty sprawiasz, że czuję się szczęśliwa, bezpieczna, kochana... Mój instynkt macierzyński każe mi zadbać o Ciebie, po ludzku się zatroszczyć - nakarmić, utulić, zaśpiewać kołysankę - zapatrzeć się w Ciebie pogrążonego w spokojnym, głębokim śnie... a przecież Ty nie jesteś zwykłym dzieckiem... jesteś Mesjaszem, Zbawicielem, Synem Boga... 

Szukam Cię więc tak, jak potrafię - w twarzach bliskich mi osób, we wzruszeniu podczas łamania się opłatkiem, w modlitwie, którą prowadzi jak co roku mój coraz doroślejszy syn... Szukam Cię w ciszy wigilijnej nocy i w niebieskim zmroku pełnym wirujących płatków śniegu; w blasku zapalonej na parapecie okiennym świecy i cieple choinkowych lampek, bo przecież jesteś Światłem... Szukam Cię w znanych od dziecka melodiach kolęd, w miłości - tej dawanej i otrzymywanej - bo przecież Ty sam jesteś Miłością... w radości świątecznych spotkań, bliskości, rodzinnej atmosferze tego czasu... Szukam Cię wokół siebie i w sobie - bo przecież noszę Cię w sercu, jesteś moim Życiem... 

Wierzę, że jesteś blisko... tak długo na Ciebie czekałam, wypatrywałam Twoich znaków, słuchałam proroków, którzy zapowiadali twoje przyjście, czuwałam, by nie przegapić tego spotkania z Tobą... Przyszedłeś w tę wyjątkową Noc zupełnie nie tak, jak się spodziewałam. Przyszedłeś w tym, co zwykłe, codzienne, proste, banalne - łzie spływającej po policzku, słodko-gorzkim smaku tradycyjnych potraw, uśmiechu i spojrzeniu, które wyraża więcej niż słowa... Przyszedłeś - i uczysz mnie czułości, delikatności i uważności... Przyszedłeś jak niespodziewany gość, na którego zawsze czeka dodatkowe nakrycie, ale którego pojawienie się budzi zaskoczenie i trochę niedowierzanie... Przyszedłeś na chwilę, usiadłeś z nami - i bardzo szybko przestałam zwracać na Ciebie uwagę, stałeś się częścią naszej rodziny - jakbyś był tu od zawsze i miał na zawsze pozostać... 

Minęły dwa dni - i znów Cię szukam. Dokąd poszedłeś? Gdzie mogę Cię odnaleźć, kiedy zgaśnie ostatnia wigilijna świeca, kiedy opadną emocje, wybrzmią melodie kolęd - a ja wrócę do swojej codzienności? Czy jesteś ze mną tylko od święta, tylko wtedy, kiedy jest dobrze, pięknie, wzruszająco? 

Nie... Ty jesteś zawsze. Zostajesz  w tym, co należy do Twojego Ojca - w świątyni - wspólnocie Kościoła, w sakramentach, w smaku opłatka, który jest ze mną przez cały rok na każdej Eucharystii, w Słowie, które uczę się rozumieć i chować w swym sercu, w miłości, którą się dzielę. Jesteś częścią mojej rodziny, bo zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i rzeczywiście nimi jesteśmy. I nawet jeśli na chwilę stracę Cię z oczu, zgubię Cię w tłumie - wiem już, gdzie Cię szukać. Pewnie nieraz jeszcze przestraszona stanę przed Tobą i zapytam czemu mi to uczyniłeś - i w tym pytaniu kryć się będzie mój lęk, wyrzuty sumienia, ale też tęsknota i pragnienie, by zawsze mieć Cię blisko siebie - ale już wiem, że są takie miejsca, w których jesteś zawsze - i w których zawsze mogę Cię odnaleźć. 

Święta Rodzino - tak nieidealna, bo zgubiłaś Najważniejsze Dziecko Świata - ucz mnie szukać i odkrywać obecność Jezusa w tym, co nieoczywiste i niedoskonałe - zagubieniu, stracie, tęsknocie, braku... w moich porażkach, błędach i pomyłkach - ucz mnie tęsknić i pragnąć bliskości z Bogiem i ludźmi.



sobota, 18 grudnia 2021

IV niedziela Adwentu, 19.12.2021r.

 Liturgia słowa: Mi 5, 1-4a; Ps 80, 2-3.15-16.18-19; Hbr 10, 5-10; Łk 1, 39-45

W kobiecie, która nosi pod sercem dziecko, tkwi jakaś niezwykła siła, mądrość, ale też łagodność i tajemnica. To wydaje się takie nierealne, że w jednym ciele biją dwa serca, malutkie piąstki otwierają się i zamykają, mikroskopijny kciuk wędruje do buzi... maleńki człowiek zaczyna być odrębnym bytem - choć jeszcze ukrywa się przed światem, pomału nabiera kształtów, zasypia i budzi się, czasem rozprostowuje swoje drobniutkie nóżki - i wtedy można zobaczyć (a może bardziej wyczuć) stópkę, dłoń, kolano, łokieć... To piękny czas - i bardzo ważny. Pozwala odkryć w sobie całkiem nowe pokłady czułości, miłości, troski... Zmienia perspektywę - bo oto noszę pod sercem kogoś, kto został mi podarowany, kogoś, kto na mnie liczy, dla kogo będę ważna, za kogo stanę się na zawsze odpowiedzialna... Już nigdy nie będę tylko ja - sama - zawsze już będzie ktoś ważniejszy ode mnie... Dorośleję. Pomału zaczynam dostrzegać i doceniać to, na co do tej pory nie zwracałam większej uwagi - stabilizację, więzi rodzinne, spokój... Już nie wszystko mogę - i nie wszystko muszę - łatwiej więc dokonywać wyborów, które może nie są popularne, ale dają poczucie bezpieczeństwa. Zaczynam bardziej świadomie kształtować swoje - już nie tylko swoje - życie. Przestaję się bać wielu rzeczy - pająków, ciemności - mam odwagę, by zmienić to, co dotąd wydawało się niezmienne...

Lubię sobie wyobrażać to spotkanie dwóch ciężarnych kobiet... Młodziutka Maryja i starsza już Elżbieta stoją naprzeciwko siebie, w oczach obu błyszczą łzy wzruszenia... Długa i dość trudna droga zmęczyła Maryję. Szła dość szybko, ale mimo wszystko to nie była komfortowa podróż... Dziewczyna jest wyczerpana - pokonanie tej górskiej trasy w stanie błogosławionym było dość wymagające... tak bardzo jednak chciała podzielić się z kimś tym, co ją spotkało, że odległość nie miała znaczenia... Na razie jeszcze nie wie, co powiedzieć Elżbiecie, jak jej wytłumaczyć to niesamowite spotkanie z aniołem i te słowa, że będzie matką Zbawiciela.... Na szczęście nie musi nic mówić... Elżbieta wie. Ona jest już w zaawansowanej ciąży, promienieje tym nieprawdopodobnym blaskiem i tajemnicą, która ukryta jest pod jej sercem... To pozwala widzieć więcej i patrzeć inaczej, otwiera na to, co nowe i umożliwia przyjęcie tego, co niezwykłe. Ciąża w jej wieku - to przecież cud. Niespodziewany i nieoczekiwany Boży podarunek - i ona ma tego świadomość. Jest wyczulona na to, co niezwykłe, dlatego Duch Święty napełnia ją i pozwala odkryć tajemnicę Maryi... Stoją więc naprzeciwko siebie - obie piękne, obie nieco onieśmielone, obie wzruszone... Te same - ale już nie takie same, bo każda z nich nosi już w sobie inne, nowe życie...Kobiety, które uwierzyły Bogu... zaufały Słowu... 

Taki zwykły - niezwykły to cud... Bóg, który rośnie pod sercem matki... Bóg, który wchodzi w historię ludzkości w konkretnym miejscu i czasie, w konkretnym ciele... Zapowiedziany przez proroków Mesjasz - na razie ukryty przed światem - który powstanie i paść będzie mocą Pańską... Bóg, który powraca, by ocalić swój lud, przywrócić mu godność i dać nowe życie... Bóg spotkania i bliskości, który nie pozostawia nikogo obojętnym, ale porusza serca... Bóg, który żyje we mnie i w Tobie... Kiedyś - i teraz. Bóg obecny w relacjach, rozmowach, codzienności... Bóg, dla którego niemożliwe nie istnieje, który nigdy nie przestanie Cię kochać i szukać drogi do Ciebie... Bóg, który - o ile na to pozwolisz - nauczy Cię miłości, czułości, troski... 




sobota, 11 grudnia 2021

III niedziela Adwentu, 12.12.2021r.

 Liturgia Słowa: So 3, 14-17; Iz 12, 2-6; Flp 4, 4-7; Łk 3, 10-18

Co jeszcze mogę zrobić? Może więcej działać, bardziej się zaangażować; może poświęcić swoje życie dla innych? Co zrobić, żeby mieć pewność, że kiedy Pan przyjdzie - będę gotowa...? Czasem wydaje mi się, że moje wysiłki i starania tak naprawdę niewiele znaczą... budują tylko moje poczucie własnej wartości - ale w oparciu o to, co robię, nie o to, kim jestem... Czy naprawdę tego chce Pan? Czy naprawdę na to czeka? Przecież to nie moje działanie się liczy - ale Jego wola... To, co zaplanował dla mnie na teraz - i czego mnie uczy poprzez różne doświadczenia (nawet te trudne) i sytuacje. 

Cóż mamy czynić... to pytanie wybrzmiewa wśród zgromadzonych nad Jordanem tłumów. Tak łatwo by było usłyszeć konkretną odpowiedź, która dałaby pewność... Ale tylu tu różnych ludzi... każdy zajmuje się czymś innym - są celnicy znienawidzeni przez wszystkich, są żołnierze... są też zwykli rolnicy, mieszkańcy pobliskich miejscowości. Czy da się udzielić wszystkim tej samej odpowiedzi? Pewne sprawy są uniwersalne - na przykład dzielenie się z potrzebującymi. Czy to jednak wystarczy? Przecież to za mało, by zadośćuczynić za popełnione zło... Cóż mamy czynić? Nie pobierajcie nic więcej ponad to, co wam wyznaczono. Na nikim pieniędzy nie wymuszajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie. Proste? W zasadzie proste... choć trudno uwierzyć, że tyle wystarczy. Jan nie każe im zmienić pracy, porzucić dotychczasowe życie - wręcz przeciwnie. Zachęca, by wrócić do codzienności - ale z innym sercem, innymi priorytetami, z nowym spojrzeniem, nową perspektywą. Już nie moje ma być najważniejsze, ale to, co mogę zrobić dla drugiego człowieka. 

Cóż mamy czynić? To pytanie pada również dziś. Musisz jednak sam odkryć, do czego wzywa Cię Pan teraz, w tym czasie, w miejscu, w którym jesteś... On nie daje zadań ponad siły, niczego nie zabiera, nie żąda niemożliwego. Przychodzi do Ciebie z dobrą nowiną - Pan, twój Bóg, jest pośród ciebie, Mocarz, który zbawia, odnowi cię swoją miłością. 




sobota, 4 grudnia 2021

II niedziela Adwentu, 5.12.2021r.

 Liturgia słowa: Ba 5, 1-9; Ps 126, 1-6; Flp 1, 4-6.8-11; Łk 3, 1-6

Lubię poczucie wolności, które daje mi przebywanie na otwartej przestrzeni - bezkres pól gdzieniegdzie przyprószonych śniegiem, ściernisko rozciągające się aż po horyzont, brązowe skiby ziemi, które zdają się czekać na nowy zasiew... Lubię późnojesienne puste pola, nad którymi rozciąga się ciemnoszare niebo i tę ciszę, tak intensywną, że aż dzwoni w uszach. Tutaj każda myśl wybrzmiewa echem, każdy szelest zwraca uwagę. Człowiek pozostawiony jest sam ze sobą - i bywa to naprawdę dobrym doświadczeniem. Samotność można oswoić, zadomowić się w niej, polubić, odkryć jej bogactwo i piękno; zgoda na nią może stać się początkiem pięknej przygody - bo wtedy wyostrzają się zmysły na tyle, że można usłyszeć głos Boga. 

Głos wołającego na pustyni niesie się bardzo daleko. Pustynia to w ogóle miejsce uprzywilejowane - tu spotkać można Boga, który mówi; tu można uciec od tłumów domagających się znaków i cudów; jest to też sceneria walk wewnętrznych, sporów z samym sobą, pokus i prób charakteru. Izraelska pustynia nie jest piaszczystą równiną - to pagórkowate nagie wzniesienia ciągnące się aż po widnokrąg, głębokie rozpadliny i porzucone gdzieniegdzie skały, popielaty kurz i wiatr przenikający do szpiku kości. Widoczność jest dość ograniczona - za to głos niesie się daleko, zwielokrotniony przez echo odbijające się od skał. Trudno w tym labiryncie odnaleźć człowieka, który woła - za to słowa są doskonale słyszalne, o ile oczywiście ktoś zapuści się w ten nieprzyjazny labirynt - jak prorok Jan. On usłyszał słowo, które Bóg kierował do całego narodu, ale nie zostawił go tylko dla siebie, nie pozwolił też, by Głos zniknął - wyruszył z Nim między ludzi głosząc prawdę, że Pan jest blisko, że nadchodzi Ten, Który odmieni znowu los, poprowadzi Izraela do światła swej chwały, Zbawca... 

Głos wołającego na pustyni nie milknie. Słowo obietnicy nadal rezonuje echem w skalnych rozpadlinach. Bóg o nich pamiętał. Bóg na Ciebie czeka. Bóg się zbliża - nie po to, żeby odebrać Ci wolność, nie po to, by Cię ukarać i potępić - przychodzi do Ciebie, by okazać Ci swoje miłosierdzie i sprawiedliwość. To od Ciebie zależy, ile ścieżek wyprostujesz, ile relacji zdążysz naprawić, ile dróg przygotujesz na Jego przyjście. Pewnie trudno będzie zasypać wszystkie rozpadliny, zakończyć wszystkie spory, wyrównać pagórki, zadośćuczynić za każde wyrządzone zło... Ważne jednak, by próbować zrobić cokolwiek, odgruzować choć kawałek drogi, uprzątnąć śmieci i robić miejsce dla Pana - a nie tylko czekać... Rozejrzyj się wokół i zobacz, w jakiej przestrzeni, w jakim miejscu się znajdujesz... czy jest to ciemna dolina, labirynt krętych ścieżek, polana na środku lasu, zaorane pole... Ile widzisz? Jak daleko sięga Twój wzrok? Czy dostrzeżesz światło na końcu drogi? Czy tylko błędny taniec cieni w ciemnej jaskini? Czy wiesz, dokąd iść? Czy chcesz...? 

Bóg Cię odnajdzie. On zna drogę do Twojego serca i chce do niego dotrzeć ze Swoją miłością, przebaczeniem, poczuciem sensu i celu - jeśli tylko Ty będziesz tego chciał. On zasypie wszystkie doły, zniży góry, poprowadzi Cię do Siebie, jeśli zrobisz choć jeden krok w Jego stronę. 




VI niedziela wielkanocna, 14.05.2023r.

  Liturgia słowa: Dz 8, 5-8.14-17; Ps 66, 1-7.16.20; 1 P 3, 15-18; J  14, 15-21 Czasem wystarczy jedno zdanie. Parę wyrazów splecionych w me...