Liturgia Słowa: 2 Sm 5, 1-3; Ps 122, 1-2.4-5; Kol 1, 12-20; Łk 23, 35-43
Jeszcze niedawno Jerozolima witała Cię jak swojego króla zielonymi gałązkami palm - dziś został tylko ociekający drwiną napis nad Twoją głową przytwierdzony do surowego drzewa krzyża... Jeszcze niedawno wyśpiewywano na Twoją cześć uroczyste hosanna - Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie - dziś z ust żołnierzy padają tylko szyderstwa i kpiny... Jeszcze niedawno otaczały Cię tłumy ciekawych Twojej nauki - dziś towarzyszy Ci dwóch przestępców... Jeszcze niedawno przemawiałeś w synagogach, wyjaśniałeś Pisma, łamałeś chleb z uczniami - dziś w zasadzie milczysz. Nie walczysz, nie przekonujesz, nie wyjaśniasz. A przecież jesteś Mesjaszem, Bożym Synem, obrazem Boga niewidzialnego - więc mógłbyś zejść z krzyża, wybawić siebie... Innych wybawiałeś... dlaczego więc teraz nic nie zrobisz? Mógłbyś udowodnić całemu światu, że naprawdę jesteś Bożym Wybrańcem. Mógłbyś oszczędzić sobie cierpienia - czyż Bóg nie powstrzymał Abrahama przed zabiciem Izaaka? Może już wystarczy...?
Który z władców tego świata oddałby życie za swoich poddanych? Kto gotów byłby ponieść śmierć dla dobra innych? Jak oceniłaby go historia? Czy zostałby okrzyknięty szaleńcem, który w imię wyższej idei dał się zabić? Czy stałby się chwilową tylko sensacją? Łatwo walczyć na płaszczyźnie idei, łatwo toczyć bitwy na argumenty... dopóki wszystko pozostaje w sferze czysto intelektualnej - można bez końca przekonywać, namawiać, tłumaczyć. Kiedy jednak trzeba dać coś z siebie - jakiś wysiłek, poświęcenie, choćby drobne - nagle brakuje chętnych. Ideały przestają mieć aż takie znaczenie - bo ważniejsze jest jednak to wszystko, co "moje" - moja strefa komfortu, moje poczucie bezpieczeństwa, moje życie, dobrobyt, szczęście... Świat śmieje się z tych, którzy gotowi są dać siebie, ofiarować swój czas, serce, zdolności za darmo, dla dobra innych. Przypina im łatkę naiwniaków - bo nie pasują do ogólnie przyjętego wzorca, nie odnajdują się w realiach współczesności, której centrum jest człowiek. Bo przecież ważne jest moje dobro, moje szczęście, moja wygoda... Niech inni walczą. Ja postoję, poczekam, poobserwuję - by stanąć po stronie zwycięzców. Nikt przecież nie chce być w drużynie pokonanych...
Błogosławione Jego królestwo, które nadchodzi... Tu i teraz niekoniecznie i nie zawsze jest dobrze. Tu i teraz bywa trudno - jest ból, cierpienie, niezrozumienie, samotność, choroby, śmierć... Co jakiś czas błyśnie słońce, na chwilę rozświetli szarość, pokaże inną perspektywę, pozwoli popatrzeć przez dziurkę od klucza na kolorowy, rajski ogród - na tyle, by nie stracić nadziei, że on naprawdę istnieje, że jesteśmy powołani do uczestnictwa w dziale świętych w światłości - by dać siłę na jeszcze jeden krok w stronę Pana...
Bo On prawdziwie jest Królem Wszechświata - nie tylko tego, co tu, na ziemi - Jemu poddano Trony, Panowania, Zwierzchności i Władze, byty widzialne i niewidzialne. On - Książę Pokoju - nie jest Królem podobnym do ziemskich władców. Jego królestwo wymyka się próbom nazwania, bo nie jest podobne do niczego, czego doświadczamy tutaj - to przestrzeń miłosierdzia i prawdziwego szczęścia, które zbudowane jest na bezgranicznej i nielogicznej miłości Stwórcy do stworzenia... Miłości, która nie wycofuje się, gdy jest trudno, ale trwa - niezmiennie i bez względu na wszystko. Jakikolwiek nie jesteś...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz