sobota, 22 października 2022

XXX niedziela zwykła, 23.10.2022r.

 Liturgia Słowa: Syr 35, 12-14.16-18; Ps 34, 2-3.17-19.23; 2 Tm 4, 6-9.16-18; Łk 18, 9-14

Przykładam swoje życie do czyjegoś... jak w krzywym zwierciadle odbija się jego niedoskonałość. Linie w dziwaczny sposób załamują się, krzywią i powodują, że obraz jest groteskowo wynaturzony. Śmieszny i straszny zarazem. Jak narysowany dziecięcą niewprawną ręką rysunek o zachwianych proporcjach. Tu za wiele, tam z kolei za mało... Przymierzam kolejne stroje, próbując uciec od siebie samej i choć na chwilę być kimś innym - ale za każdym razem coś idzie nie tak... Nadrabiam więc miną, unoszę kąciki warg usiłując się uśmiechnąć, ale zdradza mnie drżenie ust, łza czająca się gdzieś w kąciku oka, nerwowe poprawianie włosów... Próbuję nieudolnie naśladować czyjeś gesty, sposób zachowania, wypowiedzi... Tak, czasem bardzo chciałabym być kimś innym - inaczej czuć, myśleć, patrzeć na świat... Cieszyć się z drobnych codziennych cudów, zachwycać złotem liści szeleszczących pod stopami, doceniać smak kawy z kardamonem, jesień o zapachu włoskich orzechów, melodie wygrywane przez wiatr na gałęziach górskich świerków... Czasem chciałabym nie musieć walczyć ze sobą, wreszcie odnaleźć święty spokój i być z siebie zadowoloną. Nie szukać, nie drążyć, nie zadawać niepotrzebnych pytań. Nie próbować zrozumieć świata. Zgodzić się na to, co jest... 

Kiedyś starałam się przed Bogiem wybielić. Myślałam, że Go oszukam - przychodziłam i opowiadałam o tym, jak świetnie sobie radzę, jak wiele dobra udało mi się zdziałać... Niosłam swoje dobre uczynki jak najśliczniejszą laurkę, bo myślałam, że zachwycę Go sobą, przekonam o swojej wyjątkowości, pobożności, wartości... Jak faryzeusz z dzisiejszej przypowieści chwaliłam się, że zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam... Długo byłam dumna z tej postawy, bo przecież nie było tak źle - po prostu pokazywałam to, co chciałam pokazać - to, co pozwalało mi myśleć, że jestem w porządku... I tylko czasem czułam, że coś tu nie pasuje, że ta osoba stojąca przed Bogiem to nie do końca ja.  Ta myśl, z początku nieśmiała i mało znacząca, z czasem zaczynała mnie uwierać coraz bardziej. Nadal jednak udawałam, że to nic takiego - moje laurki były coraz bardziej kolorowe i coraz mniej prawdziwe... Nadal powtarzałam Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie...

Ale przyszedł taki moment, kiedy nie miałam się czym pochwalić. Coraz częściej na modlitwę przychodziłam z pustymi rękami. Coraz trudniej mi było dziękować - za to coraz łatwiej porównywać się z innymi, tym razem zawsze na swoją niekorzyść. Przestałam widzieć dobro, które stało się moim udziałem. Straciłam pewność, że startuję w dobrych zawodach i że uda mi się ukończyć ten bieg nie straciwszy wiary. Zazdrościłam tym, których Pan wysłuchał i uratował od wszelkiej udręki. Zapatrzona w siebie, w swoje braki i niedoskonałości straciłam z oczu to, co najważniejsze - sens mojej modlitwy... 

Pan jest sędzią, który nie ma względu na osoby. On widzi mnie taką, jaka jestem naprawdę. Zna moje serce lepiej niż ja sama i doskonale wie, co staram się przed Nim schować, co ukrywam za nieszczerym uśmiechem, dlaczego w oczach błyszczą łzy i czemu próbuję je ukradkiem obetrzeć... Nie porównuje mnie z nikim innym - bo w modlitwie jesteśmy tylko we dwoje, ja i On. I choćby nie wiem, jak krzywe było moje życie, jak bardzo inne od tego, co chciałabym Mu pokazać - przyjmuje mnie taką, jaka w danej chwili jestem. Zawsze jest gotowy na spotkanie ze mną - niedoskonałą, słabą i ciągle grzeszną... Ze mną - prawdziwą. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

VI niedziela wielkanocna, 14.05.2023r.

  Liturgia słowa: Dz 8, 5-8.14-17; Ps 66, 1-7.16.20; 1 P 3, 15-18; J  14, 15-21 Czasem wystarczy jedno zdanie. Parę wyrazów splecionych w me...