sobota, 28 maja 2022

Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, 29.05.2022r.

 Liturgia słowa: Dz 1, 1-11; Ps 47, 2-3.6-9; Hbr 9, 24-28 i 10,19-23; Łk 24, 46-53

Rozstania są dla mnie zawsze trudne. Nie lubię towarzyszącego im zazwyczaj poczucia straty i niepewności. Nie jest mi łatwo odnaleźć się w nowej sytuacji, oswoić się z innymi możliwościami i perspektywami. Trudno mi ruszyć w drogę, w nieznane - choć gdzieś głęboko tli się chęć zbadania tego, co jawi się na horyzoncie, choć cichutko wzywa duch przygody - najczęściej wybieram znajome (a przynajmniej w miarę przewidywalne) ścieżki i szlaki. Święty spokój coraz częściej wydaje mi się kuszącą opcją - przecież tyle już za mną... czy muszę ciągle szukać, ciągle próbować? Wygodny fotel, kawa, książka... może tyle wystarczy...? Świat niech sobie pędzi do przodu, w nieustannej pogoni za tym, co nowe i niezbadane - a ja sobie zostanę tutaj, w mojej strefie komfortu... Tu naprawdę jest dobrze - tylko co jakiś czas dopada mnie bliżej nieokreślony smutek... Kwiecień nagle staje się czerwcem, a mi gdzieś umknął maj... kończy się kolejny rok szkolny - a przecież dopiero co był wrzesień... Co się stało z tym czasem? Gdzie zniknął? Przywykłam do myśli, że mam go w nadmiarze, że jeszcze zdążę zachwycić się rozgwieżdżonym niebem i doliną pełną migoczących światełek, pochodzić po Tatrach... i nagle okazuje się, że coś, co jeszcze niedawno było tak zwykłe, proste, możliwe - staje się nieosiągalne. Trzeba porzucić plany i marzenia, co wiąże się z pokusą, by zostać w miejscu pielęgnując poczucie niespełnienia i nieszczęścia. 

Każda strata boli - zwłaszcza tych, którzy zostają... Przecież tyle można było jeszcze zrobić, powiedzieć, przekazać... Tyle ran przewiązać, tylu złamanych na duchu podnieść, tyle miłości ofiarować... Wszystko dzieje się tak szybko - kilka spotkań ze Zmartwychwstałym, parę ostatnich wskazówek, tajemnicza obietnica przyobleczenia w moc z wysoka - i już Go nie ma, znika w obłoku, by wrócić do domu Ojca. Można by było zostać tu, rozpamiętując chwile, gdy jeszcze wszystko mogło się zdarzyć, nie było tak... bezpowrotne i ostateczne. To kuszące - patrzeć w niebo i czekać, bo przecież kiedyś znów przyjdzie, by przywrócić królestwo Izraela... A jednak uczniowie wracają do Jeruzalem - w dodatku z wielką radością. Jezus przypomina im, że oto w Nim spełniło się Słowo, więc nie potrzeba żadnych innych dowodów, bo wszystko, co zapowiedział, właśnie się dokonało na ich oczach. Pożyteczne jest dla was moje odejście - mówił wcześniej. Wniebowstąpienie otwiera zupełnie nową perspektywę, jest jak uchylenie rąbka tajemnicy wieczności, zajrzenie przez dziurkę od klucza w przyszłość, która nas czeka. Jakże piękna to rzeczywistość... I choć wygodniej by było trzymać się tego, co pewne, znajome, bliskie - Jezus zaprasza nas dalej w drogę. Jego odejście niczego nie kończy, wręcz przeciwnie - rozpoczyna zupełnie nowy rozdział. Potrzeba tylko nieco otwartości i odwagi, by dać Mu się poprowadzić w tę inną przestrzeń...

Może czasami warto więc wyruszyć - zamiast stać w miejscu? Może koniec oznacza również początek czegoś nowego? Może niekiedy dobrze jest zostawić swoją przeszłość, swoje marzenia i plany i otworzyć się na to, co dopiero przed nami? Jezus jest z nami przez wszystkie dni aż do skończenia świata - a to oznacza, że cokolwiek jeszcze nas czeka, nigdy nie będziemy sami. On trwa - króluje nad narodami, zasiada na swym świętym tronie... Trzymajmy się więc niewzruszenie nadziei, którą wyznajemy, bo godny jest zaufania Ten, który dał obietnicę. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

VI niedziela wielkanocna, 14.05.2023r.

  Liturgia słowa: Dz 8, 5-8.14-17; Ps 66, 1-7.16.20; 1 P 3, 15-18; J  14, 15-21 Czasem wystarczy jedno zdanie. Parę wyrazów splecionych w me...