sobota, 13 listopada 2021

XXXIII niedziela zwykła, 14.11.2021r.

 Liturgia słowa: Dn 12, 1-3; Ps 16, 5.8-11; Hbr 10, 11-14.18; Mk 13, 24-32

Moją ulubioną porą roku jest lato. Lubię jego jednoznaczność i oczywistość - ciepło, słońce, długie dni i krótkie noce. Lubię letnią łąkę, pachnącą dziko rosnącymi ziołami, rozgrzaną słońcem, pełną brzęczenia owadów i życia, pomalowaną różnymi odcieniami zieleni i poplamioną kolorami kwiatów. Lubię cukierkowo - pastelowe zachody słońca, białe obłoczki jak kłaczki waty, poranny ptasi budzik, przedwieczorną ciszę - lubię też letnie burze i deszcze, krople wody na źdźbłach trawy, kałuże i zapach mokrej leśnej ściółki. Lubię letnie pejzaże - szachownice pól i łąk, ciemną ścianę lasu, błękitne plamy jezior, czerwone kombajny powoli przesuwające się po złotych polach zbóż, stragany pełne świeżych owoców i warzyw... Lato to dla mnie czas spokoju, obfitości, dostatku i radości; to wakacyjne chwile beztroski i odpoczynku - to czas, kiedy wydaje mi się, że mogę więcej, że świat jest piękny i dobry  - i że będzie trwał wiecznie...

Figowiec dojrzewa, nabrzmiewa sokami, zielenieje... zawiązki owoców pozwalają przypomnieć sobie ich słodki smak... coraz bliżej czasu zbiorów, korzystania z obfitości Bożych darów... Sprawy trudne i ciężkie - choroba, śmierć, sąd ostateczny - nigdy nie wydawały się bardziej odległe niż  w ten właśnie pełen obietnicy spokojny letni dzień... A jednak Jezus właśnie zestawia ze sobą te dwie pozornie nieprzystające do siebie rzeczywistości. Życie i śmierć. Spokój i groza. Poczucie bezpieczeństwa i lęk. Ucisk i wybawienie. Chwała i hańba.... - nagle tak blisko im do siebie, choć jeszcze przed chwilą wydawały się sobie zupełnie przeciwstawne i obce. A może to jest trochę tak, że jedne bez drugich nie mogą istnieć? Może zawsze piękno błyszczy na przekór brzydocie, radość podszyta jest smutkiem, letni festiwal barw, zapachów, smaków zapowiada zimową białą pustkę...? Może nie można doświadczyć bliskości bez poczucia samotności i oddalenia; spokoju bez chwil napięcia, odpoczynku bez ciężkiej pracy...? Trudno mi to przyznać - bo przecież chciałabym, żeby zawsze było pięknie, dobrze, bezpiecznie i spokojnie - ale może warto też docenić (albo przynajmniej przestać się buntować, walczyć, narzekać i rozpaczać) te chwile, kiedy jest gorzej, trudniej, nie tak, jakbym chciała, inaczej... To chyba właśnie jest miejsce, w którym ma szansę urodzić się nadzieja...

To, co tutaj, jest tylko na chwilę. Niebo i ziemia przeminą... Ja też przeminę. Ty również. Może będzie to tak niespodziewane jak letnia burza... a może poprzedzone czasem ucisku i cierpienia. Może koniec zastanie Cię w ferworze zajęć - a może kiedy będziesz spał. Może dane Ci będzie doczekać tej chwili - a może już dawno będziesz spał w prochu ziemi i czekał... Dzień sądu nadejdzie - to pewne. I będzie zarówno piękny - bo ujrzą Syna Człowieczego przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą - ale też trochę straszny - bo słońce się zaćmi i księżyc nie da swojego blasku... Ciemny i jasny - jak sierpniowa noc pełna spadających gwiazd. Radosny dla tych, którzy zbudzą się do wiecznego życia - i ponury dla tych, którzy powstaną ku wiecznej odrazie... Dzień sądu będzie czasem wybawienia i potępienia, powrotu do życia i wiecznej śmierci... to będzie chwila przełomowa, która na zawsze już przesądzi o Twoim losie.

Co więc wybierzesz? Życie czy śmierć? Co sobie dziś powiesz -  jakoś to będzie, jest jeszcze czas, jeszcze zdążę - czy strzeż mnie, o Boże, Tobie zaufałem? Do kogo się zwrócisz - do siebie czy do Niego? Komu zaufasz...? Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą... 



 PS - Na koniec jeszcze fragment mojego ulubionego wiersza (jednego z wielu...)

      W dzień końca świata
      Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
      Rybak naprawia błyszczącą sieć.
      Skaczą w morzu wesołe delfiny,
      Młode wróble czepiają się rynny
      I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.

      W dzień końca świata
      Kobiety idą polem pod parasolkami,
      Pijak zasypia na brzegu trawnika,
      Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
      I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
      Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
      I noc gwiaździstą odmyka.

                                                     Czesław Miłosz, Piosenka o końcu świata (fr.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

VI niedziela wielkanocna, 14.05.2023r.

  Liturgia słowa: Dz 8, 5-8.14-17; Ps 66, 1-7.16.20; 1 P 3, 15-18; J  14, 15-21 Czasem wystarczy jedno zdanie. Parę wyrazów splecionych w me...