sobota, 27 listopada 2021

I niedziela Adwentu, 28.11.2021r.

 Liturgia słowa: Jr 33, 14-16; Ps 25, 4-5.8-10.14; 1 Tes 3,12-4,2; Łk 21, 25-28.34-36

Strach przybiera różne formy i kształty. Czasem przypomina potwora z kreskówki, który pojawia się nagle znikąd i zmusza bohaterów do rozpaczliwej ucieczki - byle jak najdalej... niekiedy przybiera postać bliżej nieokreślonego niepokoju, który zaczyna panoszyć się w naszym sercu, ciele, głowie i jak mgła powoli i w zupełnym milczeniu zajmuje kolejne obszary sprawiając, że pogrążamy się w białej pustce, w której wszystko może się wydarzyć... zdarza się, że strach jest pająkiem, który misternie tka swoją lepką sieć, by w końcu zwabić w nią nieświadomą niczego ofiarę, a następnie z oddali obserwuje jej zmagania i walki o wolność... Czasem jest bardzo konkretny i znajomy - ma twarz kogoś, kto nas zranił, skrzywdził, upokorzył. Mnie jednak najbardziej przeraża to, czego nie umiem zobaczyć, nazwać, co nie daje możliwości konfrontacji - bo takie jest właśnie - niedookreślone, bezkształtne, bardziej przeczuwalne niż namacalne, niewyraźne... Każdy z nas doświadcza strachu i każdy radzi sobie z nim inaczej - niekiedy wolimy zamknąć oczy i po prostu czekać, co się wydarzy - to pewnego rodzaju odwaga nawet - innym razem odwracamy się i uciekamy, nie próbując nazwać go, zobaczyć, skonfrontować się z nim - bywa jednak, że zmęczeni nieustanną ucieczką stajemy do walki, bo dociera do nas, że życie nie polega na tym, by stale się bać... Czego się boimy? Rzeczy małych i wielkich - pająków, ciemności, utraty pracy, choroby, samotności, śmierci... tego, co od nas zależy i tego, co przychodzi z zewnątrz... tego, czego nie rozumiemy, nie potrafimy wytłumaczyć i tego, co jest pewne, choć ciągle nieoswojone - jak śmierć, koniec świata, sąd ostateczny. Boimy się kary i sprawiedliwości - bo ciągle wydaje się nam, że jesteśmy niedoskonali, źli, grzeszni i nie zasługujemy na niebo.

Oto nadchodzą dni, kiedy wypełnię pomyślną zapowiedź - to zdanie otwierające dzisiejszą liturgię słowa. Tak, ona jest o końcu świata. Tak, każdy z nas go doświadczy - przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Tak, to, co będzie się działo, będzie straszne - huk morza, trwoga narodów, wydarzenia zagrażające ziemi, nawałnice - a pośrodku tego człowiek, zupełnie bezradny, zdany na łaskę żywiołów, przed którymi nie sposób uciec ani schronić się gdziekolwiek, malutki w obliczu wstrząśniętych mocy niebios. A jednak ten apokaliptyczny obraz zagłady, chaosu, trwogi - to tylko zapowiedź tego, co wydarzy się potem. W strachu najgorsza jest samotność... poczucie, że to jest tylko mój strach, że nie mogę go z nikim podzielić, nikomu o nim opowiedzieć, z nikim być... Uciekam od lęku często bagatelizując go, nie chcąc o nim rozmawiać, traktując go jak temat tabu - co tylko wzmaga poczucie opuszczenia i niezrozumienia, potęguje bezradność i zamyka na to, co może przynieść pociechę i nadzieję... 

Nabierzcie ducha i podnieście głowy - by zobaczyć, że oto nadchodzi Ten, Który otwiera nowy rozdział, przynosi nowe życie, nowy początek... Ten, Który jest dobry i łaskawy, Syn Człowieczy - a więc Ktoś podobny do nas, znany nam i bliski... Podnieś więc oczy ku Temu, Który nadchodzi w obłoku z mocą i wielką chwałą... oderwij je od tego, co ziemskie, stare, doczesne - i popatrz w przyszłość, otwórz się na to, co nowe, może zupełnie odmienne od Twoich oczekiwań, ale płynące od Tego, który swoje życie oddał z miłości do Ciebie... On nie zostawi Cię samego w tym, co groźne i trudne - ale będzie z Tobą. Jest z Tobą - o ile tylko podniesiesz głowę, by zobaczyć, że poza tym światem i ponad nim jest coś więcej, jest Ktoś większy - Bóg, który trzyma go w swoich dłoniach, źródło nadziei na wieczność, nie tylko na to, co tu i teraz. Nie jesteś sam - nigdy nie będziesz sam - bo On zawsze będzie blisko - nawet przy końcu świata, cokolwiek będzie dla Ciebie oznaczał. Kataklizmy były i zawsze będą - te w skali makro (jak dotykająca wszystkich pandemia) i mikro (choroba, śmierć, strata) - ale czasem dzięki nim właśnie możemy zobaczyć Pana, który przychodzi...


PS Ostatnio bardzo się bałam pójścia do szpitala. Uciekałam od tego lęku na wszelkie możliwe sposoby, co bardzo odbiło się na moich relacjach z Panem Bogiem i ludźmi. Chciałam zniknąć - odcięłam się od wszystkiego i wszystkich, ale mój strach był zawsze ze mną. Czułam się samotna i nieszczęśliwa - aż zdecydowałam się komuś opowiedzieć o tym, czego się boję. To on właśnie pokazał mi, że ten świat tutaj to nie wszystko i przypomniał, że Jezus i tak zawsze będzie ze mną. Tyle wystarczyło... Pan naprawdę jest blisko - czasem trzeba tylko kogoś, kto pomoże Go zobaczyć...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

VI niedziela wielkanocna, 14.05.2023r.

  Liturgia słowa: Dz 8, 5-8.14-17; Ps 66, 1-7.16.20; 1 P 3, 15-18; J  14, 15-21 Czasem wystarczy jedno zdanie. Parę wyrazów splecionych w me...