sobota, 17 grudnia 2022

IV niedziela Adwentu, 18.12.2022r.

 Liturgia słowa: Iz 7, 10-14; Ps 24, 1-6; Rz 1, 1-7; Mt 1, 18-24

Jako mała dziewczynka kochałam zaśnieżone ulice, białe zaspy na chodnikach, niebieskawy zmrok, który nigdy nie był całkowitą ciemnością... przezroczyste lodowe sople zwisające z dachów kamienic, mroźny podmuch powietrza wdzierający się przez drzwi i ciepło kaflowego pieca. Najbardziej lubiłam czekać i wypatrywać  pierwszej gwiazdki migoczącej na niebie, delikatnego dzwoneczka u sań... Wszystko było takie niedopowiedziane, tajemnicze, nie do końca zrozumiałe i niewyjaśnione - i zawsze okazywało się, że przegapiałam moment, kiedy prezenty pojawiały się pod choinką, a dziadek co roku pokazywał mi a to ślady butów na balkonie, a to anielski włos uczepiony gałęzi świerka... znak, że przecież Aniołek był, że istnieje; znak podsycający moją dziecięcą wiarę w cuda i naiwną pewność, że za rok na pewno się uda...

Dziś jeżę się, kiedy dostaję taki wyraźny sygnał... Poddaję go wątpliwościom i racjonalizacji. Wydaje mi się zbyt oczywisty - a może sama sobie wydaję się zbyt naiwna, by przyjąć go z wiarą, dziecięcą ufnością i radością...? Wolę utarte ścieżki, pewne i sprawdzone metody, bo przecież znam swoje ograniczenia, widzę niedoskonałość moich starań i marność wysiłków. I tak zamykam się na znaki Bożej obecności, buduję sobie mury i murki, nie staram się nawet wyjść i spróbować spojrzeć inaczej, Jego oczyma...

Proś dla siebie o znak od Pana... ale jak to? Po co? Przecież błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli... Przecież moja wiara nie potrzebuje znaków... jest sumą decyzji, kalkulacji, przekonania i wyborów... Nie będę prosił i nie będę wystawiał Pana na próbę - jakże bliskie mi są słowa Achaza. I jak wiele w tym pychy... Ile przekonania, że tylko to, co sama wypracuję, wymyślę, zobaczę ma znaczenie... Na szczęście Bóg kocha mnie o wiele bardziej i doskonalej niż ja kiedykolwiek będę w stanie kochać - dlatego Pan sam daje znak... mimo moich wątpliwości i oporów, mimo mojego sprzeciwu i buntu. On lepiej wie, że go potrzebuję, choć nie zawsze potrafię przyjąć i otworzyć swoje serce na Jego obecność.

Emmanuel, to znaczy Bóg z nami - nie gdzieś daleko w niebieskich przestworzach, ale tu, w codziennej bieganinie i szarości - mojej i Twojej. W spóźniającym się autobusie, dzięki któremu możesz porozmawiać z kimś chwilę dłużej, w nieodśnieżonych chodnikach, dzięki którym masz szansę pomóc komuś dojść do sklepu, przystanku, apteki... w wirującym wokół własnej osi świetle roratniego lampionu, dzięki któremu zaczynasz się uśmiechać do własnych wspomnień... 

Bóg z nami - w tym, co zwykłe i niezauważalne, ale też w tym, co wykracza poza nasze zdolności poznawcze, co budzi w pierwszej chwili zdziwienie, niedowierzanie, bo nie mieści się - ani w głowie, ani w sercu, jest zbyt... wielkie, zbyt piękne, nienazywalne - oto Dziewica pocznie... 

Bóg z nami - zawsze tak samo obecny w swoim Słowie, żywy i prawdziwy, stale obdarowujący nas Sobą, swoją bezwarunkową miłością, z ludzkiego punktu widzenia zupełnie niedorzeczną. 

Bóg z nami - w znakach, których potrzebujemy, by nasza wiara mogła wzrastać - znakach, które dodają sił i pewności, że On się zbliża, że już niedługo zobaczymy Go na własne oczy... Pan chce Ci pokazać, że Cię kocha, że nie zapomina o Tobie, że zawsze jest obok - na wyciągnięcie ręki, na prośbę, na zawołanie...












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

VI niedziela wielkanocna, 14.05.2023r.

  Liturgia słowa: Dz 8, 5-8.14-17; Ps 66, 1-7.16.20; 1 P 3, 15-18; J  14, 15-21 Czasem wystarczy jedno zdanie. Parę wyrazów splecionych w me...