sobota, 23 października 2021

XXX niedziela zwykła, 24.10.2021r.

 Liturgia słowa: Jr 31, 7-9; Ps 126, 1-6; Hbr 5, 1-6; Mk 10, 46b-52

Jerycho - oaza na pustyni. Wiotkie palmowe liście kołyszą się na wietrze. Nagrzane słońcem owoce wabią zapachem, cieszą oczy kolorem, bogactwem odmian, kształtów. Jerycho - miasto kupców i podróżnych, wielki targ pełen towarów z różnych zakątków świata. Wschodni przepych, wielojęzyczny gwar, harmider. Objuczone karawany napływające ze wszystkich stron, bo tędy właśnie prowadzi jeden z głównych szlaków handlowych. Zielone zadbane ogrody, balsamiczny zapach drzewek laurowych kwitnących na złoto, krople wody tryskające z fontann mieniące się wszystkimi kolorami tęczy... Zaraz za jego granicami - beżowy bezkres pustyni, nagie szczyty gór, piasek i wszechobecny kurz. Tak niewiele trzeba, by z pełnego kolorów i życia Jerycha trafić na szarą i martwą pustynię...

Wychodzę na drogę prowadzącą w stronę Jerozolimy. Smukłe palmy coraz rzadziej cieszą oczy, wszystko powoli zasnuwa szary pył. Nie ma już zadbanych ogródków, szemrzących fontann, straganów pełnych owoców. Są żebracy - tacy sami jak wszędzie. Niektórzy wyciągają ręce w błagalnym geście, inni po prostu siedzą ze wzrokiem utkwionym w ziemi. Mijam ich - bo przecież nie pomogę każdemu, prawda? Bieda jest wszędzie... Po jakimś czasie jej widok powszednieje, nie budzi już takich wyrzutów sumienia. Dlaczego się tu znalazłem? W mieście był Jezus z Nazaretu razem ze swoimi uczniami, chciałem zobaczyć Go i posłuchać, czego naucza, może zobaczyć jakiś cud? Teraz odprowadzam Go, bo rusza do Jerozolimy. Okazuje się, że jestem jednym z wielu - spory tłum idzie razem ze mną. Mijam Bartymeusza - niewidomego żebraka, który siedzi tu od niepamiętnych czasów, chyba już pogodzony ze swoim losem, zdany na łaskę podróżnych.  Zazwyczaj rzucam mu jakiś drobny pieniążek, bo znam jego ojca - Tymeusza - wiem, że mu niełatwo... Dziś jednak jest jakoś inaczej. Przede wszystkim - milczący dotąd chłopak zaczyna wołać: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Tak jakby ten Jezus idący na czele tłumu mógł go usłyszeć... Próbujemy go uspokoić, ale bez efektu. Ciągle woła i krzyczy, choć jego głos ginie w chórze innych, stuku kopyt, szeleście wiatru... Niemożliwe, żeby Nauczyciel go usłyszał... a jednak tak jest. Zawołajcie go - te słowa powtarzane z ust do ust docierają też do nas. Bądź dobrej myśli - mówię jeszcze do Bartymeusza, a on - w nagłym przypływie energii - zrzuca z siebie dziurawy płaszcz, podrywa się z ziemi - i idzie w Jego kierunku jakby ktoś rozpiął niewidoczną linę... Ludzie schodzą mu z drogi, korzystam więc z okazji i przeciskam się za nim. Co chcesz, żebym ci uczynił? W głowie pojawiają się tysiące odpowiedzi... czego ja bym chciał... dostatku? zdrowia? miłości? władzy? szacunku? Czego może chcieć niewidomy? Rabbuni, żebym przejrzał... To jest ta chwila, to spotkanie, które zmienia wszystko. Świat wstrzymuje oddech. Co się stanie? Idź, twoja wiara cię uzdrowiła... nie ma spektakularnych znaków, nadal stoimy w pyle drogi, to samo niebo nad nami i krajobraz też się nie zmienił. A jednak wszystko jest inaczej... Kilka wypowiedzianych słów, spojrzenie pełne miłości i ta wiara, której w żaden sposób nie da się zobaczyć, zmierzyć, nazwać nawet - tyle wystarczy, by odmienić na zawsze los Bartymeusza. Przejrzał - i teraz już widzi wyraźnie kształty i kolory, twarze otaczających go ludzi, a przede wszystkim - Jego twarz. Jezus i Jego uczniowie ruszają w dalszą drogę. Rozglądam się za niewidomym żebrakiem, ale to już nie jest ten sam człowiek. Wpatrzony w Pana rusza za Nim... zyskuje nową tożsamość, nowe życie, przyszłość... Myślę o nim czasem - o tym przekonaniu, że właśnie ten przechodzący Jezus zwróci na niego uwagę; o jego wierze, że może odmienić jego los... Wydaje mi się to takie nierealne, trochę jak sen.

Gdy Pan odmienił los Syjonu, wydawało się nam, że śnimy... Oto wyszli z płaczem, lecz wśród pociech ich przyprowadzę... Pan uczynił nam wielkie rzeczy... Tyle wokół cudów... Taki piękny jest Boży plan dla Ciebie... Twoja wiara może odmienić Twoje życie, Twój los - dać Ci przyszłość i perspektywę. Twoja wiara może stać się znakiem dla innych - że można, że warto z głębi swojego poniżenia, w największej słabości, smutku, beznadziei wołać do Pana - Synu Dawida, ulituj się nade mną! - a On usłyszy. Wyłowi Twój głos spośród setek innych, spojrzy na Ciebie tak, jak nikt dotąd na Ciebie nie patrzył - i otworzy Ci oczy, co zmieni całe Twoje życie... Przejrzysz - a świat nabierze barw, zapach zyska konkretny kształt, głos pozwoli rozpoznać przyjazną twarz. Przejrzysz  - a dzięki wierze zyskasz nową perspektywę, nową nadzieję, nowe życie. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

VI niedziela wielkanocna, 14.05.2023r.

  Liturgia słowa: Dz 8, 5-8.14-17; Ps 66, 1-7.16.20; 1 P 3, 15-18; J  14, 15-21 Czasem wystarczy jedno zdanie. Parę wyrazów splecionych w me...