Liturgia słowa: Hi 7, 1-4.6-7; Ps 147A, 1-6; 1 Kor 9, 16-19.22-23; Mk 1, 29-39
Bezsenne noce... poświata księżyca sącząca się przez okna, cienie tańczące na ścianach, cisza odmierzana wskazówkami zegara... Świat wydaje się pogrążony w głębokim śnie, dziwnie odrealniony. Czas biegnie zupełnie inaczej, wszystko toczy się w zwolnionym tempie i trwa znacznie dłużej. Minuty zmieniają się w godziny... Obiecuję sobie czasem, że doczekam tego momentu, kiedy noc staje się dniem, życie wraca na swoje dawne tory, by znów minąć kolejnym popołudniem i wieczorem, mignąć wydarzeniami, błysnąć na chwilę słońcem - i zgasnąć.
I tak mija dzień za dniem, noc za nocą, miesiąc, rok... Dni moje lecą jak tkackie czółenko, i kończą się, bo braknie nici... Co więc robić z czasem, który mam? Jak zagospodarować długie nocne godziny myślenia o tym, co już było, porządkowania spraw i wydarzeń? To nie jest pora na snucie planów i marzeń... raczej na zamykanie tego, co niedokończone... Czas na liczenie gwiazd i nadawanie im imion... pytania o sens życia, poszukiwania podszewki świata... rozliczania się z Bogiem... powolnego odchodzenia.
Po dniu spędzonym na wysłuchiwaniu trudnych historii, pochylania się nad chorymi, leczenia złamanych na duchu i przewiązywania ich ran Jezus też nie śpi. W domu Piotra ciszę odmierzają oddechy śpiących tutaj ludzi. Są zmęczeni - przez cały dzień przewijały się tu tłumy. Nad każdym Jezus się modlił, każdego słuchał z taką samą uważnością, pocieszał, uzdrawiał, uwalniał. Drzwi zamykały się i otwierały, przestrzeń wypełniały płacze, krzyki, słowa, zaludniały kolejne postaci. To musiało być męczące. Zwłaszcza dla Jezusa - bo to do Niego przychodzili wszyscy poranieni, pogubieni, chorzy i cierpiący - a On stał się niewolnikiem wszystkich. Jemu ta noc nie przynosi wytchnienia... Wymyka się więc i przez uśpione Kafarnaum wydostaje się na pustynię, by tam rozmawiać z Ojcem, oddać Mu wydarzenia tego dnia, dziękować, prosić - i pytać o Jego wolę. Bo przecież zaraz wstanie kolejny dzień... przyjdą kolejni ludzie potrzebujący uzdrowienia. Co robić? Zostać? Iść? Ale jak porzucić tych wszystkich biedaków, głodnych, opętanych?
Zaczyna świtać. W oddali słychać kroki - to Szymon z towarzyszami. Szukają Go. Wszyscy Cię szukają... On jednak już wie - Jego misją jest nauczać, głosić dobrą nowinę o Bożej miłości - po to wyszedłem - mówi do uczniów. I wyrusza w drogę. Nie uzdrowił wszystkich chorych. Nie uwolnił wszystkich opętanych. Nie to było - i jest - celem i sensem Jego życia na ziemi.
A Ty? Umiesz odpuścić? Potrafisz oddać Bogu to, z czym sobie nie radzisz? Powierzasz Mu trudne historie, które stają się Twoim udziałem? Pytasz o Jego wolę względem osób, które spotykasz na swojej drodze? Porozmawiaj z Ojcem w czasie tych dziwnych pustych godzin... To On leczy, On podnosi i On buduje... On też pokazuje drogę, którą Ci wyznaczył, prowadzi Cię - czasem w zupełnie nieoczekiwany i zaskakujący sposób...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz