Liturgia słowa: Kpł 19, 1-2.17-18; Ps 103, 1-4.8.10.12-13; 1 Kor 3, 16-23; Mt 5, 38-48
Zapada zmrok - ciemność powoli zagarnia dla siebie przestrzeń, wsącza się przez okna, zaciera kontury, zaciąga za sobą zasłony i przez chwilę panoszy się wewnątrz pokoju. Zapalam lampę i wyglądam przez okno - żółte światło latarni jak rozciągnięty złoty sznurek prowadzi gdzieś wgłąb ulicy. Ten sam zmierzch łagodnie wkrada się do ogrodu, osiada na gałęziach i prześlizguje się przez dziury w płocie - by jak spłoszony kot uciec gwałtownie przed rozbłyskującą znienacka żarówką. Powoli dogasa dzień. Kolejny dzień... dobry - bądź zupełnie nieudany... pusty - albo wypełniony obowiązkami... samotny - lub pełen ludzi, rozmów, śmiechu... Ograniczony w czasie, ale nieskończony w wariantach i możliwych wersjach... Jaki był ten dzień - co darował, co wziął? Czy mnie wyniósł pod niebo czy zrzucił na dno? - brzmią mi w uszach słowa piosenki... Z ciemniejących kątów zaczynają wychodzić wszystkie upchnięte w pośpiechu sprawy, wydarzenia, by raz jeszcze dać się zobaczyć, na chwilę zatrzymać, zadać jedno tylko pytanie - czy dzięki nim dziś bardziej kochałam?
Łatwiej kochać, jeśli coś jest po mojej myśli. Zrealizowane plany, spełnione marzenia, dobre uczynki zbierane niejako po drodze, przychodzące bez specjalnego wysiłku. Trudniej, gdy w imię miłości trzeba po raz kolejny wziąć na ramiona krzyż... Gdy dla kogoś - bądź dla wartości, w którą wierzę i którą wybieram - muszę zrezygnować ze swojej wygody, zejść z obranego przez siebie szlaku, zmienić coś, coś porzucić, stracić... Kiedy jestem już tak bardzo zmęczona, bo przeszłam już z kimś tysiąc trudnych kroków - ale idziemy dalej, jeszcze jeden, jeszcze dziesięć, sto... Razem przecież łatwiej, mnie też raźniej iść z kimś niż wędrować samotnie... Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego - skoro pragnę dobra dla siebie, jak mogę odmawiać go komukolwiek innemu...?
Wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga. Jego miłość taka sama jest dla każdego - dla Ciebie i dla mnie - zawsze bezwarunkowa, zawsze gotowa, by wybaczać, dawać, udoskonalać... On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, jest tak samo dobry dla sprawiedliwych i niesprawiedliwych - dlaczego więc ja mam być inna? Kto dał mi prawo, by oceniać kogokolwiek? Przecież każdy z nas jest taką samą świątynią Boga... w każdym z nas mieszka Boży Duch...
Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty! Być świętym to nie znaczy nie grzeszyć, ale coraz bardziej kochać... Bóg nie postępuje z nami według naszych grzechów ani według win naszych nam nie odpłaca - On kocha bez względu na wszystko. Cokolwiek robisz. Jakikolwiek jesteś. I do tego samego zaprasza dziś Ciebie - żebyś nie zastanawiał się nad swoimi błędami, niepowodzeniami, niedoskonałościami - ale żebyś kochał. Nie za coś, ale pomimo czegoś albo nawet wbrew czemuś. Nawet jeśli wydaje Ci się, że to bez sensu, że niczego nie zmieni, nie naprawi, nie uratuje.Nawet jeśli to niemodne i niemądre w oczach świata - po prostu kochaj...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz