sobota, 6 sierpnia 2022

XIX niedziela zwykła, 07.08.2022r.

 Liturgia słowa: Mdr 18 6-9; Ps 33, 1.12.18-20.22; Hbr 11, 1-2.8-19; Łk 12, 35-40

Nie należę do ludzi, którzy lubią wybiegać myślami w przyszłość. Kryje się w niej zbyt wiele pytań, niewiadomych, wątpliwości. Lubię mieć pewność i budować na solidnym fundamencie -  konkretne dane podstawić do sprawdzonego wzoru i zobaczyć jednoznaczny wynik... Nie tworzę alternatywnych scenariuszy. Zakładam, że to, co będzie, nie okaże się ponad moje siły, że z Boża pomocą uda się znieść nawet najcięższy krzyż. Swoje założenie opieram na doświadczeniu - niejeden raz, kiedy wydawało mi się, że świat właśnie z hukiem spadł mi na głowę - to był tylko krok naprzód, trudny, ale konieczny. To oczywiście bolało - czasem długo siedziałam wśród zgliszczy opłakując stratę - ale każdy żal i smutek ma swój koniec i coraz częściej przez zapłakane jeszcze oczy dostrzegałam coś innego - skrawek błękitnego nieba, promień słońca wpadający przez szparę w murze, złoty liść spadający z odsłoniętego nagle drzewa... A kiedy decydowałam się ruszyć naprzód - okazywało się, że to, co do tej pory uważałam za szczyt moich możliwości i spełnienie marzeń było zaledwie początkiem drogi. Nie znam jej kształtu ani przebiegu, nie potrafię określić czasu potrzebnego do jej pokonania ani przeszkód, z którymi przyjdzie mi się zmierzyć. Nie wiem, co kryje się za zakrętem i czy kolejny szczyt okaże się już tym ostatnim, czy tylko pokaże perspektywę dalszej wędrówki. Nie wiem - ale wierzę, że droga, którą idę, ma swój cel, że jest Ktoś, Kto czuwa nad tą moją podróżą, wskazuje właściwy kierunek, wytycza szlak... 

Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy... Bez niej życie staje się podróżą donikąd, biletem na przejazd w jedną tylko stronę, błędnym trzepotaniem się ćmy wokół światła, które w końcu zgaśnie... Bez niej nic nie ma sensu - ani choroba, ani śmierć, ani cierpienie, ani krzyż... 

Pochodnia płonie... bijące od niej ciepło ogrzewa zgrabiałe dłonie. Jej blask nie rozprasza wszystkich ciemności, wydobywa z mroku tylko to, co znajduje się najbliżej. Jest jednak wystarczająco jasno, by rozpoznać twarz przybysza, zrobić kolejny mały krok - tylko jeden pewny... Płomień chwieje się i delikatnie drży - trzeba pilnować, by nie zgasł całkiem, osłaniać go, chronić, podsycać. To światło jest znakiem wiary, że ten, na którego czekam, przyjdzie na pewno... jest znakiem miłości - bo moment jego przyjścia nie jest mi obojętny... jest znakiem nadziei, że zanim dopali się pochodnia, będziemy już razem. Moje pole widzenia wyznacza światło pochodni, którą trzymam w ręku. Kiedy przysypiam, znużona czekaniem, żarzy się tylko i trudno ją zauważyć, trudno uwierzyć, że naprawdę zależy mi na tym kimś, kogo wypatruję. Trzymam więc w osłabłych dłoniach to światło - choć czasem stać mnie tylko na to, żeby bezradnie patrzeć, jak przygasa... śledzę taniec kapryśnego płomienia... niekiedy osłaniam go przed gwałtownymi podmuchami złośliwego wiatru, innym razem delikatnie dmucham w ledwo tlący się knotek... Tyle mogę. Tylko tyle... Aż tyle...

Jesteś odpowiedzialny za światło, które otrzymałeś. Od Ciebie zależy, co z nim zrobisz. Możesz pozwolić mu zgasnąć, rzucić swoją pochodnię w kąt, zapomnieć o niej i żyć tak, jakby wszystko zależało od Ciebie i należało do Ciebie. Możesz też oczekiwać łaski Pana pamiętając o tym, jakim przysięgom zawierzyłeś. To, co teraz, jest tylko etapem, przystankiem w drodze. Ważne, żebyś wiedział, na Kogo tak naprawdę czekasz... Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie... On na pewno przyjdzie - z której strony, jaką drogą, w jaki sposób i kiedy - tego nie musisz wiedzieć, w końcu to On jest Bogiem... Ty możesz tylko trzymać w rękach płonącą pochodnię, dzięki której Pan będzie mógł Cię odnaleźć...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

VI niedziela wielkanocna, 14.05.2023r.

  Liturgia słowa: Dz 8, 5-8.14-17; Ps 66, 1-7.16.20; 1 P 3, 15-18; J  14, 15-21 Czasem wystarczy jedno zdanie. Parę wyrazów splecionych w me...